Zaletą pracy w sklepie jest to, że można wyhaczyć dobrą okazję bez polowania. Jakiś czas temu mieliśmy troszkę zmian w dziale z kosmetykami i udało mi się wyhaczyć przeceniony krem na noc L'oreal za całe 3 funty, a normalnie kosztował kilkanaście :D Krem został przeceniony, ponieważ L'oreal postanowił odświeżyć serię i zmienić opakowania.
Przyznam szczerze, że początkowo nawet nie planowałam recenzji tego kremu. Kupiłam go na zasadzie zapchaj dziury, bo obudziłam się z ręką w nocniku, że krem na noc mi się kończy, a na przesyłką z Korei trzeba czekać te minimum dwa tygodnie. Skusiłam się na ten krem, bo do L'oreal mam sentyment. Na 16-te urodziny dostałam w prezencie od koleżanki zestaw L'oreal Pure Zone (do cery trądzikowej, już nie produkują tej serii), składający się z żelu do twarzy, toniku, kremu i czegoś punktowego + kosmetyczki. Kosmetyki sprawiły się dobrze, jednak jako że nie dostawałam regularnego kieszonkowego miałam problem z dozbieraniem środków aby ponownie kupić sobie całą serię, wybrałam więc jednego ulubieńca (krem) i używałam go przez praktycznie całe liceum. Genialna w tym zestawie była kosmetyczka - tak solidna, że używam jej po dziś dzień, 7 lat!
Ale do rzeczy, krem ten kupiłam dobre kilka miesięcy temu, kiedy to czekałam na dostawę
moich kremów od Secret Key. Użyłam go może ze dwa razy, wydawał się ok,
ale jak tylko Secret Key zapukało do moich drzwi L'oreal odszedł w
niepamięć. Niedawno wykończyłam ślimakowy krem, a ślimakowy żel jest za
lekki na noc, przypomniałam więc sobie o kodzie młodości i zaczęłam
używać... Oto on:
Kremidło jest zapakowane w ciężki szklany słoiczek o pojemności 50ml. Słoiczek zapakowany był kartonik owinięty folią, który niestety wyrzuciłam, w związku z czym nie podam Wam autentycznego opisu producenta, ale w opisie nowej wersji tego kremu możemy przeczytać:
Po 1 przebudzeniu, skóra jest bardziej świeża, nawilżona i wygładzona.
Po 7 nocach zdolność do regeneracji wzrasta.
Po 28 nocach zmarszczki są widocznie zmniejszone. Skóra wygląda młodziej.
Obiecanki cacanki, a głupiemu radość. Ale nie uprzedzajmy faktów.
Kremidło ma fajny, lawendowy kolorek, który do mnie przemawia: użyj mnie, a nawilżę i ukoję. Znów obiecanki cacanki :P Krem ma niesamowicie intensywny zapach. Zapach jet specyficzny, trochę przyciężki, perfumowy, burżujski. Utrzymuje się na skórze długo, na twarzy czuć go będziemy przez chwilę, ale mam go właśnie na dłoniach i co zbliżę dłoń do twarzy to go czuję (a mam katar!). I tu pojawia się pierwsza wątpliwość - na co moim zmarszczkom perfumy?
Krem ma fajną konsystencję, treściwą ale nie za ciężką. Po chwili wchłania się do matu i to tak skutecznie, że nawet rano twarz jest wciąż względnie matowa. Mam tłustą cerę i przypuszczam, że od biedy mogłabym go użyć na dzień, ale oszczędnie, bo zostawia na twarzy lekko wyczuwalną warstewkę. Nawilżenie też spoko. Jaki jest więc mój problem z tym kremem?
Od lutego jestem na antybiotykach trzymających w ryzach mój trądzik. Trądzik z jakim przyszło mi się zmagać, to ropne, podskórne gule, dręczą mnie jedna, góra dwie równocześnie, ale są bardzo bolesne, długo się goją i zostawiają blizny. Odkąd jestem na antybiotykach gula nie wyskoczyła mi ani jedna, czasem przed okresem dopadnie mnie jakiś pryszcz, ale pryszcz "klasyczny", grudka z białą końcówką, szybko się gojąca. Gule trzymały się z daleka dopóki nie zaczęłam używać tego kremu przez kilka dni z rzędu - w ciągu tygodnia pojawiły się trzy gule. Trzy! Rekord! Jak żyję nie wyskoczyły mi trzy na raz! Pierwszą udało mi się szybko wyplenić, drugą zdusiłam w zarodku (niezastąpione plasterki Lioele), ale trzecia dała mi w kość. Co dziwne pojawiły się w miejscu, w którym nigdy do tej pory nie miałam takich problemów - na linii szczęki, gdzie skórę mam (a raczej miałam...) niczym nie skażoną, jasną, gładką. Trądzik męczył mnie tylko wokół ust, na brodzie i dolnej części policzków. A tu taka niespodzianka. Oprócz tego kremu nie wprowadziłam żadnych nowych kosmetyków do pielęgnacji, nie zmieniłam diety ani suplementów, nie zmieniłam dawki antybiotyku, w tym czasie nie byłam nawet przed okresem, a tydzień po, także jestem w 99,9% pewna, że owo mazidło jest winowajcą.
Postanowiłam zajrzeć do składu. Kiedy kupowałam ten krem okazyjnie nie przyszło mi to do głowy, kartonik wyrzucony, trochę się musiałam naszperać żeby owy skład znaleźć. Znalazłam, no i już się nie dziwię, że mnie wywaliło:
AQUA / WATER, SQUALANE, CYCLOHEXASILOXANE, GLYCERIN, CETYL ALCOHOL, GLYCERYL STEARATE, PEG40 STEARATE, MYRISTYL MYRISTATE, OCTYLDODECANOL, ETHYLHEXYL METHOXYCINNAMATE, SORBITAN TRISTEARATE, MANNITOL, POLYACRYLAMIDE, TEREPHTHALYLIDENE DICAMPHOR SULFONIC ACID, NIACINAMIDE, TOCOPHERYL ACETATE, PANTHENOL C1314 ISOPARAFFIN, TRIETHANOLAMINE, CAPRYLOYL SALICYLIC ACID, ACRYLATES COPOLYMER, LAURETH7, BUTYLENE GLYCOL, CYCLODEXTRIN, DISODIUM EDTA, FAEX / YEAST EXTRACT, DISODIUM SUCCINATE, SCUTELLARIA BAICALENSIS / SCUTELLARIA BAICALENSIS ROOT EXTRACT, MORUS BOMBYCIS / MORUS BOMBYCIS ROOT EXTRACT, HYDROLYZED SOY PROTEIN, IMIDAZOLIDINYL UREA, METHYLPARABEN, PROPYLPARABEN, CHLORPHENESIN, CI 15985 / YELLOW 6, PARFUM / FRAGRANCE, CITRAL, LIMONENE, LINALOOL, ALPHAISOMETHYL IONONE, BENZYL BENZOATE, GERANIOL, CITRONELLOL, COUMARIN.
Umówmy się, znawcą składów nie jestem. Wciąż wiele rzeczy muszę wygooglować, wstępnie filtruję skład przez CosDNA. Ale nawet ja widzę, że ten skład jest nie halo. Na dzień dobry nasza skóra dostaje z buta silikonem, potencjalnie zapychającymi surfaktantami (Cetyl Acohol, Myristyl Myristate), potem mamy dwa filtry (w kremie na noc? Po co?), potem owszem, jest kilka ekstraktów:
Ekstrakt z drożdży - bogaty w proteiny, które odżywiają skórę; zawiera beta glucan, który przeciwdziała starzeniu się skóry i nawilża; bogaty w witaminy z grupy B, które mogą pomóc spłycić zmarszczki, zredukować pigmentację i zmiękczyć skórę. Posiada także właściwości bakteriostatyczne, dlatego wykorzystywany jest w kosmetykach do cery tłustej, a także trądzikowej
Ekstrakt z korzenia Tarczycy Bajakalskiej - wykorzystywany w ludowej medycynie azjatyckiej za sprawą swoich przeciwzapalnych, antybakteryjnych i antyoksydacyjnych właściwości. Łagodzi podrażnioną skórę, skłonną do alergii, wysypek, atopową. Ekstrakt tej rośliny pomaga uelastycznić skórę i wspomaga produkcję kolagenu. Wykazuje także działanie wybielające, redukujące pigmentację.
Ekstrakt z korzenia morwy chińskiej - zawiera arbutynę, która zapobiega produkcji melaniny, sprawiając że skóra wygląda na jaśniejszą oraz nadaje skórze młody wygląd. Bogaty w antyoksydanty.
A później mamy 4 parabeny i konserwanty i aż 9!!! substancji zapachowych. No doprawdy nie rozumiem jak moja skóra mogła się oprzeć tym całym trzem dobroczynnym ekstraktom...
Analiza składu CosDNA [TUTAJ]
Cena: wersję w starym opakowaniu kupiłam na przecenie za 3 funty, nowa wersja kosztuje zabójcze 16 funtów (ok. 80zł)
Plusy:
+ matuje, skóra nie świeci się nawet rano
+ nawilża
Minusy:
- SKŁAD!!!
- mocny, długo utrzymujący się zapach
- cena, która za taki skład powinna być nielegalna, bez kitu.
Podsumowując: cóż, biorąc pod uwagę ile za niego zapłaciłam to nie żałuję, było to ciekawe doświadczenie - w życiu bym się nie spodziewała, że krem może "pokonać" antybiotyki. Wiem już, że kremów tej firmy będę się wystrzegać jak ognia, a szkoda, bo mam od nich tonik i płyn micelarny, które mają proste składy i sprawują się dobrze. Mogłam zajrzeć w skład wcześniej, ale nie pomyślałam, bo azjatyków kupiłam masę w ciemno i żaden krzywdy mi nie zrobił. A żeby dać Wam jakieś porównanie, zerknijcie sobie jeszcze raz na skład żelu ślimakowego Secret Key, produktu firmy
która przez osoby długo siedzące w kosmetykach azjatyckich i
nieszczędzące na nie środków, jest uważana w najlepszym przypadku za
średnią, firmy która jest jedną z tańszych. Kilka
różnych ekstraktów na początku składu, kwas hialuronowy, brak konserwantów, jedna substancja zapachowa. A to wszystko za 1/3 pełnej ceny L'oreal...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
nie przepadam raczej za Lorealem, jeśli chodzi o pielęgnację twarzy, miałam krem, ale dostałam w ramach testowania, też uważam, że zbyt dużo jest niepotrzebnych składników. No kurcze ale żeby tak Cię uczulił, współczuję...
OdpowiedzUsuńŚwietna sprawa. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuń