wtorek, 28 kwietnia 2015

Naturalne metody łagodzenia PMS

Dzisiaj drogie Panie nieco odbiegam od codziennej tematyki mojego bloga, ale mam nadzieję że spodoba Wam się taka odmiana ;)
PMS (ang. premenstrual syndrome) czyli zespół napięcia przedmiesiączkowego, to zespół objawów który dopada nas przed "chorobą księżycową". Różne kobiety borykają się z różnymi objawami, niektóre nie mają ich wcale, niektóre dotyka on szczególnie boleśnie. Do najbardziej typowych objawów należy zmienność humorów, skok wagi w górę (na skutek zatrzymywania wody w organizmie) i obrzęk piersi. Mój PMS to zwiększona płaczliwość (potrafię wzruszyć się na reklamie telewizyjnej...) oraz koszmarny obrzęk piersi, na którym właśnie będę się skupiać w tym poście.
Pierwsza miesiączka dopadła mnie w wieku 11 lat i przez pierwszych kilka lat PMS w ogóle mnie nie dotyczył, tylko w trakcie pierwszego dnia menstruacji towarzyszył mi dość intensywny ból. W wieku 16 lat zaczęłam brać tabletki hormonalne Diane 35, które miały pomóc mi w walce z trądzikiem. W czasie ich brania nie miałam bolesnych miesiączek ani tym bardziej PMS, jednak na trądzik mi nie pomogły, za to zrobiły sieczkę z mózgu - ginekolog oczywiście przepisał mi je bez badań hormonalnych, musiały być źle dobrane i po pół roku zaczęłam mieć silne huśtawki nastrojów, napady histerii itp. Hormony odstawiłam i solennie poprzysięgłam sobie nie brać ich nigdy więcej. Wróciły bolesne miesiączki i pojawił się PMS, nie był on jednak zbyt uciążliwy. Męczyć zaczęłam się mniej więcej po ukończeniu 20go roku życia - wówczas zaczął pojawiać się mocny obrzęk piersi, do tego stopnia że na tydzień przed okresem zapomnieć musiałam o bieganiu czy podskakiwaniu, mogłam nosić tylko miękki, sportowy biustonosz, czasem nie mogłam spać, bo zasnąć mogę tylko na boku, a bólu dało się uniknąć tylko leżąc bez ruchu na plecach. Pewnego dnia, kiedy stękałam w pracy (bo nawet głupie schylenie się powodowało ból) koleżanka z pracy poleciła mi suplementację wiesiołka i tak oto zaczęła się moja przygoda z ziołami łagodzącymi PMS.

1. Olejek z wiesiołka



Olejek wiesiołkowy jest pozyskiwany z nasion rośliny i można go kupić w postaci płynu (olejku) lub w formie kapsułek. Olejek jest tłoczony na zimno i tylko na zimno powinien być spożywany - nie nadaje się do smażenia czy pieczenia, ale możemy go użyć np. do sałatki. Jest bogaty w nienasycone kwasy tłuszczowe, fitosterole, minerały (selen, cynk, magnez, wapń) oraz witaminę E. To właśnie dzięki połączeniu nienasyconych kwasów tłuszczowych i magnezu, wiesiołek ma pozytywny wpływ na gospodarkę hormonalną kobiet i dlatego polecany jest do łagodzenia objawów zarówno PMS jak i menopauzy.

Wskazania do suplementacji wiesiołkiem:
  • wysokie ciśnienie i cholesterol
  • choroby serca
  • chęć poprawy stanu cery
  • nadpobudliwość u dzieci
  • nowotwory złośliwe
  • PMS
  • menopauza
Przeciwskazania:
  • wiesiołka nie powinny przyjmować dzieci do lat 3
  • ciąża, karmienie 
Moje odczucia:
Wiesiołka brałam przez prawie rok, jedną kapsułkę dziennie o stężeniu 1000mg. Potrzebny jest ok. miesiąc, aby zauważyć efekty, po miesiącu faktycznie zauważyłam zmniejszenie bolesności piersi, po dwóch ustąpiło ono całkowicie. Nie zauważyłam jednak wpływu na związane z PMS wahania nastrojów, chociaż w moim przypadku nie jest ono tak dużym problemem. Dużą zaletą wiesiołka jest jego łatwa dostępność, kapsułki można dostać praktycznie w każdej aptece. Jest też dość tani - w sieci Boots (drogeria + apteka) 60 kapsułek kosztuje £7.99, a więc koszt miesięcznej kuracji to £4 (ok. 20zł).

2. Niepokalanek pospolity/mnisi



Suplementy z niepokalanka otrzymuje się z wysuszonych owoców tego krzewu. Niepokalanek wpływa na na podwzgórze i przysadkę mózgową, które wydzielają hormony lub wysyłają do innych części ciała sygnał inicjujący ich produkcję. Zioło to podnosi poziom hormonu luteinizującego (LH), jednocześnie hamując wydzielanie hormonu folikulotropowego, dzięki czemu zachowana zostaje równowaga hormonalna.

Wskazania do suplementacji niepokalankiem:
  • niepłodność u kobiet
  • menopauza
  • PMS
  • dysplazja gruczołów sutkowych
  • endometrioza
  • nieregularny cykl miesiączkowy
Przeciwwskazania:
  •  antykoncepcja hormonalna - niepokalanek pobudza produkcję hormonów przez co może zaburzać działanie tabletek antykoncepcyjnych i osłabiać ich skuteczność
Moje odczucia:
Niepokalanka stosowałam przez prawie pół roku i w moim odczuciu jest to najskuteczniejsze zioło w walce z PMS. Już po miesiącu całkowicie zlikwidował obrzęk piersi, działał nawet jeśli okazjonalnie zdarzyło mi się przeoczyć jego zażywanie. Przyjmowałam tabletki o stężeniu 1000mg, raz dziennie. Do jego wad należy utrudniona dostępność - czystego niepokalanka nie ma w brytyjskich aptekach, są tylko suplementy zawierające go jako jeden ze składników, niestety dość drogie. Kupowałam go przez e-Bay, gdzie jest dość tani, możemy kupić 100 tabletek za £5 (ok. 25zł). Dla zasady nie kupuję tabletek z foliowych woreczkach, jakoś im nie ufam, a słoiczki są nieco droższe £7 (ok. 35zł) za 90 tabletek. A więc koszt mojej miesięcznej kuracji wynosił nieco ponad £2 (ok. 10zł). Niepokalankiem niestety nie będą mogły cieszyć się panie stosujące antykoncepcję hormonalną, dodatkowo należy wziąć też pod uwagę, że w przeciwieństwie do wiesiołka, niepokalanek nie oferuje żadnych dodatkowych korzyści poza regulacją gospodarki hormonalnej.

3. Siemię lniane


Siemię lniane to nasiona lnu, bogate w nienasycone kwasy tłuszczowe, błonnik, witaminę E, cynk, lecytynę, flawonoidy i fitoestrogeny. To właśnie dzięki fitoestrogenom siemię lniane pomaga łagodzić objawy PMS czy menopauzy, "podmieniając" nasze estrogeny na łagodniejszą, roślinną odmianę tego hormonu. Siemię można spożywać bezpośrednio (dodać do sałatki lub przygotować napar) lub w formie olejku - podobnie jednak jak w przypadku wiesiołka olej lniany powinien być spożywany tylko i wyłącznie na zimno, w przeciwnym razie traci swoje dobroczynne właściwości.

Wskazania do suplementacji siemieniem lnianym:
  • wypadanie włosów
  • chęć poprawy stanu cery
  • zaparcia
  • choroba wrzodowa żołądka i dwunastnicy
  • wysoki cholesterol
Przeciwwskazania:
  • BRAK - nie znalazłam żadnej informacji o przeciwwskazaniach do stosowania siemienia lnianego. Jedyna informacja na jaką udało mi się trafić, to w komentarzach na blogu Zapytaj Farmaceutę - pewna Pani pytała o łączenie suplementu zawierającego m.in. siemię lniane z tabletkami anty, Pani farmaceutka zaleciła branie ich w pewnym odstępie czasu. Screen komentarza:

Moje odczucia:
Brałam siemię lniane przez 3 miesiące, jedną tabletkę o stężeniu 1000mg dziennie. Niestety nie zauważyłam żadnej poprawy w objawach PMS - nadal puchłam jak bania, dlatego też je porzuciłam na rzecz innych suplementów. Nieoczekiwanym plusem była jednak poprawa stanu paznokci - moje paznokcie są słabe i mają tendencję do rozwarstwiania, po ok. miesiącu suplementacji siemieniem zauważyłam ich wzmocnienie, przestały się rozdwajać, co więcej nie biorę siemienia już od trzech miesięcy, a moje paznokcie wciąż mają się dobrze :) do zalet siemienia należy również jego dostępność, samo siemię jest dostępne w supermarketach i sklepach ze zdrową żywnością, tabletki można kupić w sklepach z suplementami, ja kupowałam je na e-Bay - 60 tabletek za £6 funtów, a więc miesięczna kuracja kosztowała mnie £3 (ok. 15zł). Co ważne, olej lniany jest wrażliwy na promienie słoneczne, więc kapsułki powinny być przechowywane w nieprzezroczystym pojemniku.

4. Czerwona koniczyna


Ta niepozorna roślinka, której wszędzie pełno stanowi bogate źródło izoflawonów i od wieków służy kobietom jako remedium na dolegliwości związane z menopauzą. Suplementy otrzymuje się z suszonych kwiatów koniczyny, które prócz izoflawonów zawierają również witaminy (A, B, C, E, P), mikroelementy (w tym: wapń, żelazo, potas, magnez, miedź, fosfor, selen, chrom), antocyjany i fenolokwasy oraz niewielkie ilości garbników karotenu. 

Wskazania do suplementacji czerwonej koniczyny:
  • wzmacnianie odporności
  • oczyszczanie organizmu z toksyn
  • menopauza
  • wysoki cholesterol
Przeciwwskazania:
  • BRAK - nie znalazłam żadnej informacji na temat przeciwwskazań do suplementacji koniczyną, choć tak jak w przypadku siemienia przypuszczam, że należałoby zachować pewną ostrożność przy stosowaniu antykoncepcji hormonalnej. W razie wątpliwości skonsultuj się z lekarzem lub farmaceutą ;)
Moje odczucia:
Czerwona koniczyna zafundowała mi psikusa - kiedy zaczęłam suplementację, do tej pory regularny jak w zegarku okres przesunął mi się o... dwa tygodnie. Po tym przesunięciu w czasie cykl się unormował i jest regularny. Czerwona koniczyna pomogła mi złagodzić puchnięcie piersi, jednak na efekty musiałam poczekać miesiąc, a po tym czasie przyjmować ją regularnie - jeśli w ciągu miesiąca przez kilka dni zapomnę o tabletce puchnięcie niestety wraca. Przyjmuję jedną tabletkę dziennie o stężeniu 1000mg. Koniczyna jest najdroższym z suplementów jakie stosowałam - 30 tabletek kosztuje £6, a więc miesięczna kuracja wynosi ok. 35zł.

Terminologia
Fitoestrogeny – związki organiczne zawarte w roślinach, działające w organizmie ludzkim na podobieństwo estrogenów.
Izoflawony - jedna z klas fitoestrogenów (inne klasy to: lignany, pochodne kumenu, laktony rezorcyny). Izoflawon to równocześnie flawonoid.
Flawonoidy  – grupa organicznych związków chemicznych występujących w roślinach, spełniających funkcję barwników, przeciwutleniaczy i naturalnych insektycydów oraz fungicydów, chroniących przed atakiem ze strony owadów i grzybów.  Działanie lecznicze niektórych ziół jest uwarunkowane obecnością w nich odpowiednich flawonoidów. I tak bogatym źródłem fitoestrogenów są produkty sojowe zawierające flawonoidy, głównie izoflawony genisteinę i daidzeinę.

Podsumowanie
Z czterech ziół jakie do tej pory stosowałam najlepiej oceniam działanie niepokalanka i prawdopodobnie wrócę do niego, kiedy wyczerpię swój obecny zapas czerwonej koniczyny.
A może znacie jeszcze inne zioła wspomagające regulację hormonów? 

a E, cynk, selen, magnez i wapń

http://www.poradnikzdrowie.pl/zdrowie/medycyna-niekonwencjonalna/olej-z-wiesiolka-nie-tylko-na-skore-wlasciwosci-lecznicze-i-kosmetyczn_36670.html

poniedziałek, 6 kwietnia 2015

Mój pierwszy BB Cushion! Recenzja Laneige Pore Control BB Cushion

Jakiś czas temu rynek kremów BB został opanowany przez nowy rodzaj produktu - BB cushion, gąbeczkę nasączoną kremem BB, schowaną w kompakcie, ze specjalnym aplikatorem. Początkowo trend w ogóle mnie nie interesował, wolę nakładać podkład palcami, no i gąbeczkowe bebiki są droższe niż te w zwykłych tubkach. Potem jednak trafiłam na bloga My Asian Skincare Story, który zyskał już nieoficjalny status "bloga poduszkowego" - za sprawą zamieszczonych tam recenzji, w końcu się skusiłam na tę (już nie tak nową) nowość.
Długo rozmyślałam nad tym, którą poduszkę uczynić moją pierwszą. Odruchowo sięgnęłabym po jakąś tanią, na wypadek gdyby forma kosmetyku mi nie odpowiadała, jednak właścicielka bloga MASS poleca sięgnąć od razu po coś lepszego, żeby się nie zniechęcić. Zastanawiałam się więc pomiędzy Iope Air Cushion - bo jest klasykiem i pionierem, więc po prostu wypadałoby ją mieć, VDL Beauty Metal Cushion - bo właścicielka bloga polecała ją do cery tłustej, a Laneige Pore Control, bo "pore", to jedno z moich słów-kluczy, które magicznie przyciąga mnie ku produktowi zawierającemu je w nazwie :] jak widać wybór ostatecznie padł na Laneige.


Opis produktu:  Matowa wersja Laneige BB Cushion, oferująca schludne wykończenie bez świecenia się skóry. Zawiera Pore Purifying Complex™, który pomaga oczyścić pory i zapobiega nadmiernej produkcji sebum. Zmniejsza widoczność porów i zapewnia dobre i długotrwałe krycie, nie utlenia się i nie ciemnieje na skórze, nie pozostawia lepkiego uczucia.

W składzie znajdziemy ekstrakt z miodli indyjskiej, która ma właściwości antybakteryjne, rozjaśniającą arbutynę i normalizujący kwas salicylowy. Pełen skład znajdziecie na blogu Agath.

Cushion zapakowany jest w kartonik, w którym znajdziemy kompakt, ulotkę oraz szczelnie zapakowany zapasowy wkład. Pojedynczy wkład (gąbeczka) nasączony jest 15g kremu BB, czyli łącznie otrzymujemy 30g mazidła.
Wyciągając kompakt z pudełeczka szybko zrozumiałam dlaczego "poduszki" zyskały taką popularność. Kompakt jest po prostu śliczny, tak śliczny, że mam ochotę kupić jeszcze kilka żeby porozkładać je w strategicznych miejscach po całym domu. Każde pomieszczenie, w którym ten kompakt leży na wierzchu ma automatycznie +5 do stylówy.

No jak nie kochać tego opakowania?
W kompakcie jest już aplikator gotowy do akcji, spoczywający na ochronnej klapce. Pod klapką znajduje się nasączona bebikiem gąbeczka, chroniona przed wyschnięciem specjalną naklejką, którą ściągamy przed pierwszym użyciem.


Gąbeczka trochę straszy pomarańczowo-ceglastym kolorem, podkład sam w sobie jest jednak bardzo jasny. Do wyboru Laneige daje nam cztery kolory: #13 True Beige, #14 Pink Beige, #21 Natural Beige, #23 Sand Beige. Zazwyczaj sięgam po kolor #21, wyczytałam jednak że w przypadku poduszek Laneige kolory są ciemniejsze niż zazwyczaj, przezornie wybrałam więc kolor #13. Wybór był słuszny, podkład ma kolor ładnego jasnego beżu:


Postanowiłam też porównać go z kolorami innych produktów, jedyny BB jaki miałam w dwóch odcieniach to Missha Perfect Cover, więc to właśnie z nim porównałam Laneige:



Jak widać #13 Laneige jest faktycznie ciemniejsza od #13 Misshy, chociaż nie aż tak ciemna jak #21 Misshy, plasuje się gdzieś po środku. Ma również inny odcień, mniej szary od #21 Misshy. Ale czy bardziej różowy czy bardziej żółty nie wiem, nie wiedzę tonów w podkładach, dla mnie wszystkie są "beżowe", ewentualnie "beżowo-szare", ton umiem zobaczyć tylko w przypadku jakiegoś ewidentnego żółtka ;)

A teraz co do samego podkładu. Przyznam szczerze, że nie czytałam opisu na stronie producenta przed kupnem, kupiłam ze względu na "pore" w nazwie, jako że większość (jak nie wszystkie) tłustych cer ma problem z rozszerzonymi porami wyszłam z założenia, że produkt będzie odpowiedni do tłustej cery. Z tego co przed chwilą przeczytałam na stronie producenta wynika, że moje założenie było słuszne, niestety tylko teoretycznie, ponieważ ten opis jest o kant rzyci rozbić i niestety rozmija się z prawdą.

Po pierwsze, ten podkład zdecydowanie nie jest matowy. Ni hu hu. Oferuje oczywisty efekt dewy, charakterystyczny dla kremów BB. No i w sumie ok, nie dziwi mnie to za bardzo, bo w sumie nie spotkałam jeszcze żadnego BB, który byłby faktycznie matowy, mimo że używałam kilku deklarujących się jako matowe. Problem jednak leży w tym, że: 1. efekt dewy kłóci się z porami, błyszczenie cery podkreśla rozszerzone pory, 2. w przeciwieństwie do innych BB, poduszkowiec od Laneige za cholerę nie daje się zmatowić. Zazwyczaj matuję twarz delikatnie pudrem prasowanym, bo efektu dewy zwyczajnie nie lubię, mam tłustą cerę, więc kojarzy mi się z sebum i tak już wspomniałam - elegancko podkreśla pory. Laneige próbowałam przypudrować trzema różnymi pudrami, z których każdy lubię, każdy znam, każdy oceniam jako dobry i żaden do tej pory mnie nie zawiódł... niestety na Laneige próba matowienia kończy się natychmiastowym "ciastem" (zaznaczam, że nie posypuję się kilogramem pudru, a delikatnie pudruję głównie strefę T, nie zależy mi na płaskim macie, tylko na zmniejszeniu świecenia). Pierwszy raz się z czymś takim spotkałam. Ten podkład od Laneige ogólnie lubi sobie trochę włazić w zmarszczki, ale po próbie nałożenia na niego pudru zdaję się składać z samych porów i zmarszczek. Fuj.

Po drugie, trwałość pozostawia wiele do życzenia. Po około sześciu godzinach zaczyna się ścinać, po ośmiu mam już na twarzy nie podkład a kaszkę. Do tego zbiera się na twarzy w takie "kleksy", tu czy ówdzie pojawia się plamka podkładu. Nie jest to jakiś duży problem, wystarczy takiego "kleksa" rozetrzeć i wygląda się jak gdyby nigdy nic, ale nie mam czasu co chwila zaglądać w pracy w lusterko, więc nie wiem ile czasu paraduję przed ludźmi z ciapkami na twarzy i to mnie denerwuje. Pierwszego dnia pomyślałam, że te problemy są skutkiem gryzienia się podkładu z moim filtrem, bo mam jeden BB Holika Holika, który samodzielnie jest niezły, niestety nałożony na filtr ścina się niemiłosiernie. Drugiego dnia spróbowałam więc na gołą skórę, efekt niestety ten sam, jeszcze przed wyjściem z pracy kaszka na twarzy, kleks tu i tam. Myślę sobie "o kurde, ale ze mnie ciemna masa" - dawno nie robiłam mikrodermabrazji, mam więc na twarzy cmentarzysko martwych komórek, nic więc dziwnego że podkład się ścina. Zrobiłam mikrodermabrazję (mam własny sprzęt i wykonuję zabieg sama na sobie) i pełna ekscytacji następnego poranka nakładam Laneige, znów na gołą skórę, a co tam, niech pokaże co potrafi. Niestety - efekt ten sam, po niecałych ośmiu godzinach kaszka, chociaż jakby trochę jej mniej było, kleksy jednak bez zmian. Nic to, myślę, może to jeden z tych cudaków, co bez bazy żyć nie może. Czwartego dnia nakładam więc cushion na bazę No sebum od Innisfree - i znów kaszka, ale myślę sobie, to pewnie ta baza, bo ogólnie jest dziwna i nie bardzo ją lubię (recenzja wkrótce). Piątego dnia więc sięgam po bazę Laneige Skin Veil, ostała mi się jeszcze saszetka. Tym razem musi zadziałać... Niestety podkład znów ściął się niemiłosiernie, a Pan Kleks śmiał mi się prosto w oczy. Szóstego dnia zrozumiałam, że choćbym nie wiem jak się starała nie zostaniemy z poduszką Laneige przyjaciółkami.

Przypuszczam, że mimo obietnic producenta produkt po prostu nie nadaje się dla tłustej cery i mam wrażenie, że na innej cerze mógłby się sprawdzić nieźle. Jakiś czas po nałożeniu wygląda ładnie, przede wszystkim bardzo podoba mi się kolor. Krycie jest takie w sam raz, wyrównuje koloryt skóry, przykrywa zaskórniki, ale nie tworzy maski i wygląda bardzo naturalnie. Można go łatwo nawarstwić w miejscach gdzie potrzebujemy więcej krycia, jest lekki i nie czuć go na twarzy. Aplikacja jest szybka i przyjemna, chociaż przyzwyczajona do nakładania BB palcami mam pewne problemy żeby wycelować aplikatorem tam gdzie chcę (podkład wyciska się na aplikator nie koniecznie w miejscu nacisku) i dotrzeć do zakamarków, takich jak np. zgięcie pomiędzy płatkami nosa a policzkami. Produkt ma wysoki filtr SPF50 PA+++. Ponoć te kompakty zostały wynalezione jako łatwy do re-aplikacji w  ciągu dnia filtr z kolorkiem, jednak niestety podkładu nakładamy za mało na twarz żeby osiągnąć SPF50, dlatego lepiej używać osobnego filtra, a SPF w podkładzie traktować tylko jako pomocnika.

Cena: 23-28 funtów (ok. 125-150zł)  na e-Bay, ja kupiłam za jakieś 23 funty na Tester Korea.

Plusy:
+ ładny kolor
+ optymalne krycie, wyrównuje kolory cery, ale nie tworzy maski i wygląda naturalnie
+ śliczne opakowanie
+ wygodna aplikacja
+ wysoki filtr SPF50 PA +++

Minusy:
- wchodzi w zmarszczki
- słaba trwałość, tworzy "kleksy" i ścina się na twarzy już po 6 godzinach
- brak obiecanej przez producenta kontroli sebum
- wbrew obietnicom producenta nie jest matowy
- nie daje się zmatowić pudrem, próby zmatowienia kończą się katastrofą

Podsumowanie
Chociaż doszukałam się w nim wielu minusów, produkt nie jest całkowicie beznadziejny, w necie jest dużo pozytywnych recenzji, myślę że po prostu nie jest dla mnie, nad czym ubolewam. Żal szczególnie dotkliwie ściska mi rzyć dlatego, że jest to najdroższy podkład jaki do tej pory kupiłam. Owszem opakowanie jest eleganckie i bajeranckie, ale nie chcę płacić dwa-trzy razy więcej tylko ze względu na ładny kompakt. Dla porównania jeden z moich ulubionych BB - Tony Moly Dear Me Petite Cotton kosztuje tylko 5 funtów, a trzyma się na mojej tłustej gębie praktycznie przez cały dzień. 
Nie lubię marnotrawstwa, więc napoczęty wkład zużyję na jakieś szybkie akcje, takie kiedy zdążę wrócić do domu zanim na twarzy zrobi mi się kaszka. Mam jednak jeszcze zapasowy wkład, którego za cholerę nie zmęczę, więc poleci w świat :)

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...
 
site design by designer blogs