sobota, 30 sierpnia 2014

Skin Food Black Egg Pore Gel Base

Moja skóra jest dość porowata - próbowałam kilku produktów zmniejszających pory, ale wówczas zauważyłam, że mam wpływ w sumie tylko na wielkość porów w okolicach nosa i na skroniach. Reszta mojej twarzy jest po prostu porowata niezależnie od użytych produktów, temperatury itp. Ale skoro nie mogę całkowicie kontrolować rozmiaru moich porów, mogę je chociaż zatuszować bazą pod makijaż.



Opis produktu: Wypełniająca pory, żelowa baza pod makijaż o aksamitnym wykończeniu. Zmniejsza widoczność rozszerzonych porów przygotowując skórę do makijażu. Morelowy pigment rozświetla i nadaje skórze zdrowy odcień. 

W składzie oprócz silikonów i talku możemy znaleźć dwutlenek tytanu (filtr UVA i UVB) oraz ekstrakt z ryżu, który ma właściwości kojące i jest antyoksydantem.

Skład: Cyclopentasiloxane, Water, Dimethicone, Vinyl Dimethicone/Methicone Silsesquioxane Crosspolymer, Boron Nitride, Dipropylene Glycol, Dimethicone/Vinyl Dimethicone Crosspolymer, Lauryl PEG-9 Polydimethylsiloxyethyl Dimethicone, Bis-PEG/PPG-14/14 Dimethicone, Sorbitan Isostearate, PEG/PPG-19/19 Dimethicone, Sodium Chloride, Phenoxyethanol, Silica, Triethoxycaprylylsilane, Talc, Fragrance, Oryza Sativa (Rice) Extract, Sulfur, Polysorbate 80, Oleth-10, Albumen Extract, Titanium Dioxide, CI77492, CI77491, CI77499.
Analiza składu [TUTAJ]
 
Pełnowymiarowy produkt to tubka o pojemności 25g, ja zamówiłam zestaw dziesięciu saszetek z próbkami (1ml każda). Jedna próbka wystarcza na ok. 4-5 aplikacji.




Baza ma bardzo przyjemną aksamitną konsystencję, mimo że nazwa wskazuje na żel, bliżej jej jednak do lekkiego kremu. Ma przyjemny, kwiatowy zapach. Łatwo rozprowadza się na skórze i jest wydajna. Ponieważ ma cielisty kolor wyrównuje lekko koloryt cery, chociaż nie tak dobrze jak baza Baby Choux od Etude House. Zaletą jest jednak to, że nie wybiela skóry tak bardzo jak Baby Choux - kiedy używałam bazy Etude House kilka osób w pracy zauważyło że jestem bardziej blada niż zazwyczaj. Baza Skin Food nie wpływa na odcień mojej skóry aż w takim stopniu.





Na początku nie byłam zbyt zadowolona z tej bazy, wydawało mi się że w sumie niewiele robi. Dopiero po kilku użyciach odkryłam, że baza potrzebuje chwilki aby stopić się ze skórą - muszę dać jej 1-2 minuty przed nałożeniem kremu BB. Kiedy stosuję ją w taki sposób dobrze kryje rozszerzone pory i płytkie zmarszczki. Ta konieczność oczekiwania może niektórych drażnić, mnie osobiście nie przeszkadza. Baza dzięki wygładzaniu skóry ułatwia aplikację kremu BB, a co najlepsze również matuje nieco skórę i sprawia że każdy krem BB nałożony na bazę jest nieco bardzo matowy - ogromny plus dla mojej tłustej cery. Jeśli chodzi o przetłuszczanie cery to baza jest neutralna - ani nie zwiększa, ani nie zmniejsza produkcji sebum. Sprawia za to, że krem BB trzyma się lepiej i nie zjeżdża nawet kiedy skóra się mocno przetłuści. Niektóre kremy BB mają tendencję do znikanie ze skóry po jakimś czasie, baza Skin Food skutecznie temu zapobiega. Dodatkowo czyni makijaż niemal wodoodpornym - raz zapomniałam użyć olejku oczyszczającego i weszłam prosto pod prysznic - woda spływała po mojej twarzy jak po kaczce, śmieszne uczcie ^^

Cena: od 6 funtów (ok. 30zł) na e-Bay, ja zapłaciłam 3 funty (ok. 15zł) za zestaw dziesięciu próbek.

Plusy:
+ wydajna
+ dobrze kryje rozszerzone pory i płytki zmarszczki
+ pozostawia skórę aksamitnie gładką w dotyku
+ przedłuża trwałość kremu BB
+ zawiera Titanium Dioxide (dwutlenek tytanu) - mineralny filtr UVA i UVB

Minusy:
- trzeba dać bazie moment przed nałożeniem makijażu na stopienie się ze skórą

Podsumowując jest to bardzo przyjemny produkt, zachęcam do wypróbowania. Jednak przy stosowaniu produktów tego typu, opartych głównie na silikonach, trzeba pamiętać o prawidłowym, najlepiej dwustopniowym oczyszczaniu skóry - ja polecam olejek myjący ^^


Jeśli na co dzień zmagasz się z problemem rozszerzonych porów warto przyjrzeć się całej linii Skin Food Black Egg Pore:


Linia zawiera: serum, bazę, primer, podkład (dwa odcienie #1 Light Beige #2 Natural Beige) i puder wykańczający. Różnica pomiędzy bazą a primerem w tej serii polega na tym, że baza zawiera pigment, podczas gry primer jest transparentny. 

środa, 27 sierpnia 2014

Walka z wypadaniem włosów: szampon z kofeiną Dr. Wolff Plantur 21

Myślę, że każda z nas zauważyła w jakimś momencie wzrost wypadania włosów.  Moja fryzjerka zawsze mówiła mi, że włosy często bardziej intensywnie się sypią podczas przesilenia - i faktycznie dwa razy do roku "zmieniałam futro" na letnie lub zimowe :) jednak po ostatnim przesileniu moje włosy leciały i leciały... stawało się to coraz bardziej upierdliwe, ponieważ muszę myć swoje tłuste włosy codziennie.. i codziennie przepychać odpływ. Moment, w którym odpływ zaczął się zapychać całkowicie był dla mnie momentem "dość", ponieważ mimo, iż wiem że to moje włosy (mieszkamy tylko we dwoje i tylko ja mam długie włosy), to i tak czuję obrzydzenie i wyciąganie ich z odpływu to dla mnie istna męczarnia. Poszukując rozwiązania sięgnęłam po szampon Plantur 21.


Opis produktu: Aby wytworzyć zdrowe, mocne włosy, cebulka włosowa zużywa ok. 800% więcej energii niż organ w stanie spoczynku (nie do końca wiem, co producent ma na myśli przez "organ w stanie spoczynku" ale niech im będzie). Ten proces energetyczny może zostać łatwo zachwiany przez czynniki takie jak stres czy niedobór składników odżywczych spowodowany przez niewłaściwą dietę lub utratę wagi. Te negatywne czynniki mogą doprowadzić do niedoboru energii lub składników odżywczych w cebulkach włosa, które to mogą doprowadzić do zahamowania wzrostu włosów i ich wypadania.
Dr. Kurt Wolff opracował aktywujący kompleks odżywczej kofeiny, który pomaga chronić włosy przed utratą energii. Szampon Plantur 21 wspomaga zasoby energii i spowalnia rozkład przekaźnika energii cAMP. Dodatkowo zawiera odżywcze składniki: biotynę (witamina H/B7), magnez, wapń i cynk.
Dzięki unikalnej formule szamponu, skuteczny kompleks kofeinowy penetruje torebki włosowe podczas mycia. Kofeina jest wykrywana w cebulkach włosa już po 120 sekundach.
Dodatkowo Plantur 21 został specjalnie sformułowany dla włosów farbowanych i zniszczonych. Zawiera składniki odżywcze, które wspomagają regenerację włosów zniszczonych od zewnątrz.
Sposób użycia: Nałożyć na mokre włosy, wmasować w skórę głowy, pozostawić na dwie minuty, spłukać. Szampon przeznaczony do codziennego użytku.


Szampon jest przezroczysty, ma dziwną konsystencję - jest nie za rzadki i nie za gęsty, ale konsystencja ma w sobie coś co sprawiło, że pomyślałam "oho, nie będzie się pienił". Pieni się jednak bardzo dobrze, tworzy obfitą i gęstą pianę, gęstą do tego stopnia że jeśli użyjemy za dużo, to aż ciężko przeczesać spienione włosy palcami podczas mycia. Dwie minuty lecą szybko, liczę sobie powoli do 120. Moje włosy mocno się przetłuszczają, więc żeby oszczędzić na szamponie kofeinowym, najpierw myję "zwykłym" szamponem, potem dopiero Planturem. Szampon oczyszcza dobrze, nie plącze włosów bardziej niż inne szampony, chociaż ja zawszę muszę użyć odżywki niezależnie od szamponu.

W ofercie Dr. Wolff jest również odżywka i wcierka Plantur 21, ja jednak używałam samego szamponu. Wcierki się bałam ponieważ raz próbowałam wcierki Alpecin (dostałam próbkę jako gratis) tej samej firmy i niemiłosiernie szczypała. Na temat odżywki czytałam opinie i wiele osób mówiło, że nie jest zbyt dobra pod kątem wygładzania i ułatwiania rozczesywania, dlatego również ją sobie odpuściłam.

Szampon zaskoczył mnie swoim działaniem, które zauważyłam już po tygodniu codziennego mycia. Mam długie włosy i wciąż zapuszczam, moja szczotka jest wiecznie zawłosiona, więc po niej nie jestem w stanie ocenić wypadania - oceniam więc po moim nieszczęsnym odpływie w wannie. W punkcie krytycznym, w kwietniu, włosy po jednym myciu zapychały odpływ kompletnie. Po tygodniu używania Plantura woda po myciu włosów jeszcze schodziła z wanny, odpływ trzeba było czyścić co drugi dzień. W lipcu, po dwóch miesiącach używania szamponu, odpływ muszę czyścić tylko raz w tygodniu. Obecnie używam Plantura już tyko zapobiegawczo, mniej więcej dwa razy w tygodniu. Co ciekawe, wciąż mam jedną i tą samą butelkę (250ml), także w połączeniu ze zwykłym szamponem Plantur jest bardzo wydajny.

Skład Plantur 21: Aqua, Sodium Laureth Sulfate, Cocamidopropyl Betaine, Glycerin, Sodium Chloride, Panthenol, Caffeine, Coco-Glucoside, Glyceryl Oleate, Parfum, Polyquaternium-7, Sodium Citrate, Polyquaternium-10, Potassium Sorbate, Citric Acid, Calcium Gluconate, Magnesium Gluconate, Sodium Benzoate, Zinc PCA, Niacinamide, Limonene, Linalool, Biotin, Methylparaben, Propylparaben.

Dostępna jest również wersja "dla włosów po 40tce" - Plantur 39. Seria 39 jest nieco bardziej rozbudowana, zawiera wcierkę i po dwa rodzaje szamponów i odżywek, 1. dla włosów słabych i cienkich, 2. dla włosów zestresowanych i farbowanych.
Różnica pomiędzy serią 21 i 39 polega na tym, że seria 21 zapobiega spowolnionemu porostowi włosów i wypadaniem włosów spowodowanych czynnikami zewnętrznymi, np. stresem. Seria 39 ma zapobiegać wypadaniu włosów na tle hormonalnym i dziedzicznym.
Skład Plantur 39 dla włosów słabych: Aqua, Sodium Laureth Sulfate, Laureth-2, Panthenol, Disodium Laureth Sulfosuccinate, Sodium Lauroyl Glutamate, Sodium Chloride, Caffeine, Propylene Glycol, PEG-120 Methyl Glucose Dioleate, Parfum, Citric Acid, Sodium Citrate, Hydrolyzed Wheat Protein, Potassium Sorbate, Polyquaternium-7, Camellia Sinensis Leaf Extract, Hexyl Cinnamal, Sodium Benzoate, Zinc PCA, Niacinamide, Limonene, Linalool, Phenoxyethanol, Methylparaben, Propylparaben.

Skład Plantur 39 dla włosów zestresowanych i farbowanych: Aqua, Sodium Laureth Sulfate, Cocamidopropyl Betaine, Sodium Chloride, Glycerin, Propylene Glycol, Panthenol, Caffeine, Glyceryl Oleate, Coco-Glucoside, Parfum, Polyquaternium-7, Sodium Citrate, Citric Acid, Potassium Sorbate, Polyquaternium-10, Hydrolyzed Wheat Protein, Camellia Sinensis Extract, Hexyl Cinnamal, Sodium Benzoate, Zinc PCA, Niacinamide, Limonene, Linalool, Phenoxyethanol, Methylparaben, Propylparaben, CI 47005, CI 42090.

Cena: £8.99 (ok. 45zł) w drogerii Boots. Chyba najdroższy szampon jakiego do tej pory używałam... ale warto było!

Plusy:
+ bardzo wydajny
+ dobrze się pieni
+ nie zawiera silikonów
+ DZIAŁA

Minusy:
- nieprzezroczysta butelka, nie widać ile się zużyło
- trochę drogi, ale biorąc pod uwagę wydajność i działanie, to prawie nie minus ;)

Podsumowując: szampon działa i serdecznie go polecam.

Na koniec moje włosiska:

Maj 2014: Plantur 21 + szampon i odżywka Herbal Essences Sensuously Smooth (klasyczna seria czerwona). W ogóle seria klasyczna  Herbal Essences to moje okrycie roku, włosy są wygładzone, ale nie obciążone i ten zapach... niewiele brakuje mi do orgazmicznych jęków z ich reklam ;)
Włosy nadal się puszą (ale takich już ich urok), są podniszczone (zdjęcie po drugim w życiu farbowaniu) i trochę przesuszone, na szczęście rozdwojonych końcówek brak.


Sierpień 2014: Plantur 21 +  szampon Herbal Essences Shimmering Colour i odżywka Sensuously Smooth + olejek Schwarzkopf Essence Ultime. Włosy są dobrze odżywione, gładkie i miękkie w dotyku, ładnie błyszczą. Brak rozdwojonych końcówek.

poniedziałek, 25 sierpnia 2014

Secret Key Snail+EGF Repairing Eye Cream

Lubię kremy pod oczy. Krem pod oczy był moim pierwszym "poważnym" kosmetykiem, pierwszego kremu zaczęłam używać w wieku 15 lat, kiedy zaczęły przeszkadzać mi moje wiecznie podkrążone oczy. Szybko uzależniłam się od kojącego uczucia nawilżenia jakie niesie ze sobą nakładanie kremu pod oczy - gdybym miała wybrać się na bezludną wyspę i mogła zabrać ze sobą tylko jeden kosmetyk, byłby to właśnie krem pod oczy. A skoro bardzo przypadły mi do gustu ślimacze produkty Secret Key musiałam również przetestować ichniejszy krem pod oczy :)



Opis produktu: Ślimaczy śluz oraz EGF wspomagają elastyczność i nawilżenie czyniąc skórę zdrową. Szybko wchania się w wrażliwą skórę wokół oczu, która staje się elastyczna i ożywiona.

Głównie składniki:

  • Filtrat ze śluzu ślimaka - działa przeciwzapalnie, zapobiega infekcjom, regeneruje skórę; wspomaga leczenie trądziku i blizn, działa przeciwzmarszczkowo.
  • Aktywator komórkowy (EGF) - pobudza produkcję kolagenu w skórze poprawiając jej elastyczność i kondycję, wspomaga walkę z przebarwieniami i bliznami.
  • Arbutyna - rozjaśnia skórę
  • Adenozyna - pomaga zapobiegać zmarszkom, niweluje negatywne skutki promieniowania UVB, wspomaga produkcję elastyny i kolagenu w skórze redukując zwiotczenie i wyrównuje koloryt skóry
  • Beta glucan - naturalny związek chemiczny pozyskiwany z roślin, który pomaga zachować skórze młody wygląd
  • Olejek z orzechów makadamia - zawiera kwas oleopalmitynowy, który utrzymuje nawilżenie i elastyczność skóry; zawiera kwasy omega 3 i omega 6 wspomagające regenerację skóry; bogaty w witaminę A, witaminy z grupy B ( B1, B2, B3 ) oraz witaminę E
  • Niacynamid (Witamina B3) - cenny i wszechstronny składnik kosmetyczny, którego zastosowanie przynosi korzyści każdemu typowi cery. Zwiększa nawilżenie i elastyczność skóry, spłyca drobne zmarszczki powierzchniowe, wygładza i widocznie poprawia strukturę i koloryt skóry, wpływa na produkcję kolagenu, wspomaga walkę z przebarwieniami skóry,  stymuluje naprawę zniszczeń komórek skóry powodowanych promieniowaniem UV oraz pełni funkcję antyoksydanta.
  • Olejek jojoba - jeden z lżejszych olejów, który łatwo wsmarowuje się w skórę i szybko wchłania, bez nadmiernego poczucia tłustości. Efektywnie nawilża i zmiękcza skórę, odżywia i wygładza, chroni przed działaniem wolnych rodników, sprzyja redukcji zmarszczek powodowanych suchością skóry.
  • Skwalan -  substancja aktywna w postaci bezbarwnego, bezzapachowego i transparentnego olejku, pozyskiwana z wątroby rekina lub oliwy z oliwek (w tym kremie wersja oliwkowa). Nawilża, wzmacnia naturalną barierę lipidową skóry, lekko natłuszcza. Zapewnia miękkość i elastyczność, wykazuje działanie ochronne przed działaniem promieniowania UV i innymi czynnikami środowiska, antyoksydant.



Produkt mieści się w kartonowym pudełeczku, w środku znajdziemy tubkę o pojemności 30ml. Tubka jest zabezpieczona od spodu sreberkiem. Nie umiem myśleć objętościami, w związku z czym rozmiar tubki mnie zaskoczył - jest prawie tak długa jak moja dłoń. Nie jest jednak wypełniona kremem po same brzegi, ok 1/4 tubki to powietrze :P Tubka jest nieprzezroczysta, ale pod światło z łatwością można zobaczyć ile produktu w niej zostało.




Krem ma bardzo lekką konsystencję, łatwo rozprowadza się na skórze i szybko wchłania. Jest wydajny, kropelka wystarczy pod oko i na powiekę - używam od połowy czerwca i dotarłam do połowy tubki (czyli biorąc pod uwagę, że kremu było tylko 3/4 tubki, zużyłam tylko 1/4). Najbardziej lubię w nim to, że krem nie jest lekki kosztem działania - jest lżejszy od np. łososiowego kremu pod oczy Skin Food, a nawilża i odżywia tak samo dobrze. Dzięki szybkiemu wchłanianiu jest idealny na dzień, nie trzeba długo czekać z nakładaniem makijażu. Produkt ma bardzo subtelny kwiatowy zapach, ledwo wyczuwalny.

Cena: od 6 funtów (ok. 30zł) na e-Bay.

Plusy:
+ lekki
+ szybko się wchłania
+ dobrze nawilża
+ rozjaśnia okolice oczu
+ dużo go = opłacalny

Minusy:
BRAK!

Po dwóch miesiącach użycia moja skóra wokół oczu czuje się świetnie. Jest miękka, lekko napięta i rozjaśniona. Moja zmarszczka-śmieszka pod oczami spłyciła się. Ogólnie jestem bardzo z tego kremiku zadowolona :)

sobota, 23 sierpnia 2014

Secret Key Snail+EGF Repairing Foam Cleanser

Dzisiaj recenzja pianki, która zapoczątkowała moje uwielbienie do ślimakowej serii Secret Key. Miłego czytania :D
Opis produktu: Oczyszczająca pianka dla wrażliwej skóry z filtratem ze śluzu ślimaka i EGF. Głęboko oczyszcza skórę z sebum i zanieczyszczeń, bez podrażniania. Wspomaga regenerację skory i utrzymuje ją nawilżoną, zawiera naturalne składniki.

Główne składniki:
  • Filtrat ze śluzu ślimaka - działa przeciwzapalnie, zapobiega infekcjom, regeneruje skórę; wspomaga leczenie trądziku i blizn, działa przeciwzmarszczkowo.
  • Aktywator komórkowy (EGF) - pobudza produkcję kolagenu w skórze poprawiając jej elastyczność i kondycję, wspomaga walkę z przebarwieniami i bliznami.
  • Gliceryna -  posiada właściwości higroskopijne i nawilżające. Łagodzi podrażnienia, zwiększa szybkość regeneracji skóry, wygładza zmarszczki, likwiduje zrogowacenia skórne.
  • Betaina - inaczej trimetyloglicyna, składnik nawilżający, w większych stężeniach wykazuje działanie przeciwzmarszczkowe, łagodzi podrażniające działanie składników myjących.
Produkt znajduje się w kartonowym pudełeczku, w środku którego znajdziemy tubkę o pojemności 100ml. Tubka jest zabezpieczona odrobiną folii, jak pasta do zębów ;)
Podobnie do innych koreańskich pianek jakie używałam, ten produkt ma konsystencję gęstego kremu i jest perłowo biała. Łatwo rozprowadza się nie lekko zwilżonej skórze i tworzy gęstą, kremową pianę. Całość przywodzi na myśl działanie kremu do golenia ;) Pianka ma przyjemny kwiatowy zapach, tą samę nutę znajdziemy w innych produktach z serii Snail+EGF.



Pianka bardzo dobrze oczyszcza skórę, radzi sobie z makijażem. Buzia po umyciu jest odświeżona i "skrzypiąco czysta", równocześnie nie wysusza skóry. Produkt jest bardzo wydajny, do umycia całej twarzy i szyi wystarczy odrobina wielkości groszku. Używam pianki od początku maja i wciąż mam dobrą 1/3 tubki do zużycia.

Cena: od 6 funtów (ok. 30zł) na e-Bay.

Plusy:
+ gęsta piana
+ dobrze oczyszcza i odświeża skórę, usuwa makijaż
+ nie wysusza i nie podrażnia skóry
+ wydajność
+ ładny zapach

Minusy:
- całkowicie nieprzezroczysta tubka, trudno ocenić ile dokładnie zostało zużyte

Podsumowanie: dobry produkt za rozsądną cenę, biorąc pod uwagę wydajność. Polecam :)

piątek, 15 sierpnia 2014

Secret Key Snail+EGF Repairing Essence

Bardzo lubię ślimacze produkty od Secret Key. Niedawno wykończyłam ampułkę, która była dobra, ale najmniej wydajna z całej serii, w związku z czym postanowiłam zastąpić ją esencją.

Opis produktu: Filtrat ze śluzu ślimaka wraz z EGF usuwają przebarwienia, goją i regenerują rany i blizny, pomagają skórze być nawilżoną i jasną.

Skład:

  • Filtrat ze śluzu ślimaka - działa przeciwzapalnie, zapobiega infekcjom, regeneruje skórę; wspomaga leczenie trądziku i blizn, działa przeciwzmarszczkowo
  • Aktywator komórkowy (EGF) - pobudza produkcję kolagenu w skórze poprawiając jej elastyczność i kondycję, wspomaga walkę z przebarwieniami i bliznami
  • Olej z orzechów makadamia - zawiera kwas oleopalmitynowy, który utrzymuje nawilżenie i elastyczność skóry; zawiera kwasy omega 3 i omega 6 wspomagające regenerację skóry; bogaty w witaminę A, witaminy z grupy B ( B1, B2, B3 ) oraz witaminę E
  • Ekstrakt z ryżu - wspomaga proces syntezy kolagenu oraz nawilża skórę.



Z całej serii esencja ma najbardziej ślimaczą konsystencję. Jest śliski i się ciągnie, co jest trochę denerwujące podczas aplikacji - nakładam wszelkie produkty poprzez zrobienie na twarzy kilku kropek i następnie rozsmarowuję, ta esencja podczas "kropkowania" ciągnie się, w związku z czym produkt ląduje w dziwnych miejscach, na przykład na brwiach xD jednak mimo ciągnącej się konsystencji, produkt nie jest lepki na skórze, jest lekki i bardzo szybko wchłania się do matu. Delikatnie nawilża i nie obciąża skóry, świetny do tłustej cery. Ma bardzo delikatny, słabo wyczuwalny zapach, kwiatowy, podobny do zapachu ślimaczego żelu z tej serii. Esencja jest wydajna, jedna pompka wystarcza spokojnie na całą buzię.


Cena: w okolicach 6 funtów (ok. 30zł) na e-Bay.

Plusy:
+ lekka
+ szybko się wchłania
+ dość tania
+ wydajna

Minusy:
- ciągnąca się konsystencja

Ogólnie produkt przypadł mi do gustu, świetnie sprawdza się na mojej tłustej skórze. Polecam :) Używam na dzień i na noc, na dzień pod żel, na noc pod krem Prestige.

poniedziałek, 4 sierpnia 2014

Trochę o Szkocji - miejscowości w których mieszkałam/mieszkam

Postanowiłam dodać do bloga jakiś osobisty akcent. Jako że praktycznie każdy w tej chwili ma minimum jednego znajomego w Wielkiej Brytanii, uważam że nie ma sensu pisać o sytuacji ekonomicznej, rynku pracy itp. Postaram się jednak raz na jakiś czas opisać jakieś ciekawostki lub po prostu uraczyć Was kilkoma zdjęciami Szkocji, która jest niesamowicie pięknym krajem :)

Na początek tej mini-serii przybliżę Wam miejscowości, w których mieszkałam i miejscowość, w której mieszkam obecnie. Zapraszam :)

Tradycyjny szkocki domek. Marzy mi się kiedyś zamieszkanie w takim :)
Invergordon

To miejscowość od której zaczęłam swoją przygodę ze Szkocją. Niewielkie przemysłowe miasteczko, którego główną atrakcją jest wyjątkowo głęboka zatoka, w której stacjonują platformy wiertnicze i gdzie czasami przypływają zatankować się statki rejsowe.

Port w Invergordon
Ze względu na przemysłowy charakter miasteczka, wynajem jest niedrogi. Podatek miejski zwany  "council tax", będący m.in. ryczałtem za wodę, ścieki, wywóz śmieci praktycznie na terenie całej miejscowości jest najniższy możliwy - band A (im dalej literka, tym większa opłata miesięczna, band A to ok. 100 funtów miesięcznie, band B 130 itd.), dostępne są również mieszkania socjalne. Miasteczko ma wszystko czego potrzeba do życia - spożywczaki, bank, kilka kościołów, kilka lumpeksów, sklep "ze wszystkim" (od garów po fajki wodne), kilka miejsc z jedzeniem na wynos, fryzjer, kosmetyczka, przychodnia, szkoła. Niestety ze względu na wielkość miejscowości rynek pracy nie jest zbyt dynamiczny - jedyne miejsca pracy gdzie są raz na jakiś czas przyjęcia, to platformy wiertnicze (praca wymagająca specjalistycznych kwalifikacji) lub fabryka lakieru do paznokci, w której miałam okazję pracować. Miejsce bardzo specyficzne, jako sezonówka ok, na dłuższą metę toksyczne miejsce i nie chodzi mi tylko o chemikalia lakiernicze ;)

Jeśli chodzi o atrakcje turystyczne, to w samym Invergordon praktycznie ich nie ma, poza tym że nocą oświetlone platformy wyglądają klimatycznie, a czasem można cyknąć fotkę wielkiemu statkowi wycieczkowemu. Za to w pobliskm Evanton, na szczycie wzgórza jest ciekawy monument - Fyrish, Brama Słońca, skąd rozciąga się piękny widok na zatokę.


Fyrish Monument
Fyrish zosało wybudowane  w 1782 roku na zlecenie Sir Hectora Munro, generała, który wróciwszy ze służby wojskowej w Indiach zastał swoje okolice w kryzysie. Aby wspomóc lokalną ludność i dać jej możliwość zarobku Sir Hector zlecił budowę monumentu na wzór bramy Nagapattinam, portu w Madrasie. Legenda głosi, że kiedy lokalni robotnicy wtoczyli na szczyt wzgórza kamienie potrzebne do budowy monumentu, Sir Hector sturlał je na dół, aby móc im zapłacić podwójną stawkę.

Ogólnie Invergordon nie nadaje się jako cel podróży, co najwyżej przystanek w drodze do ciekawszych atrakcji w okolicy. 19 mil od Invergordon znajduje się Portmahomack, gdzie możemy podziwiać klify i latarnię morską.

Latarnia morska w Portmahomack
Lochinver

Piękna położona wioska (żeby nie powiedzieć pipidówa xD) na północy Szkocji. Razem z lubym załapaliśmy się tam do pracy w hotelu. Miejscowości jest położona pośród gór na brzegu Oceanu Atlantyckiego. Chociaż samo Lochinver plaży nie posiada, zaledwie 3 mile dalej, w Achmelvich są zapierające dech w piersiach plaże - patrząc na zdjęcia samych plaż można by pomyśleć, że to nie Szkocja, a Karaiby - biały piasek, lazurowa woda.

Podczas gdy w maju 2011 Polska pogoda zrobiła psikusa i spadł śnieg, my zaliczaliśmy pierwszą kąpiel w Oceanie :)
To co mnie urzekło w Lochinver zanim ujrzałam okoliczne plaże, to znajdujące się po drodze do wioski ruiny Ardvreck Castle i Calda House. Calda House stoi niemal przy samej drodze, Ardvreck Castle w odległości 200-300 metrów od drogi. Obie ruiny nie są niczym ogrodzone, dostęp do nich jet swobodny (podczas przypływu trzeba tylko przekroczyć mały strumyk po drodze do zamku), darmowy i bez ograniczeń, a mimo to próżno szukać na nich jakichkolwiek oznak wandalizmu. W porównaniu do niektórych miejsc w Polsce, gdzie nawet wiacie przystankowej się nie upiecze, zobaczenie czegoś takiego jest istnym szokiem kulturowym.
Ardvreck Castle
Calda House
Lochinver samo w sobie żyje z turystyki - są tam tylko dwa sklepy spożywcze i jeden pub, bank, dwa kościoły, dwa hotele, kilka kwater typu Bed&Breakfast. Ze względu na malownicze położenie świetne miejsce na wakacje (oprócz hoteli możemy się również zakwaterować w "caravanach" - dużych stacjonarnych przyczepach kempingowych, przy samej plaży w Achmelivich). Można tu również poszukać pracy sezonowej ALE z całego serca przestrzegam przed hotelem "The Albannach", w którym pracowałam. Cała załoga była do rany przyłóż, poza właścicielami, którzy byli również szefami kuchni. Szefostwo lubiło sobie wypić, a w zależności od tego na którą nóżkę sobie akurat chlapnęło bywało albo zabawnie albo nieprzyjemnie. Ogólnie poza pracownikami "stałymi", którzy w Lochinver mieszkają i w pewnym sensie nie mają wyjścia, z pracowników sezonowych nikt nie wytrzymuje dłużej niż jeden sezon, ba, mało kto wytrzymuje cały sezon. Sezon jest od marca do grudnia, my wytrzymaliśmy do sierpnia.
Poza hotelarstwem ludzie pracują przy owcach lub jako rybacy. Raczej próżno szukać tu stałego zatrudnienia, chyba że ma się pomysł na własny biznes. Nie ma też mieszkań do wynajęcia (my mieszkaliśmy w budynku podległym hotelowi, wyłącznie dla pracowników), raz widziałam tylko jeden dom na sprzedaż. Polecam za to na urlop :)

Nieodłączny element szkockiego krajobrazu - owce :)
Nairn

To moja trzecia szkocka miejscowość, miejsce gdzie obecnie mieszkam i gdzie planujemy zagrzać miejsce na dłużej.
Nairn to taka trochę północno-szkocka Floryda ;) wiele osób przyjeżdża tu na wakacje lub przeprowadza się na starość. Pierwszy raz  Nairn odwiedziłam kiedy jeszcze mieszkałam w Invergordon i pamiętam, że z lubym tak nam się spodobało, że stwierdziliśmy "ale fajne byłoby tu kiedyś zamieszkać". Nie minęły dwa lata i oto jesteśmy ;)
Nairn jest znane w okolicy głównie z ładnych piaszczystych plaż - jednej "małej", drugiej bardzo rozciągłej. Przy mniejszej plaży jest teren trawiasty, gdzie co roku 17 sierpnia odbywają się "Nairn Games" - duży festyn, podczas którego odbywają się tradycyjne szkockie gry i pokazy - rzut belką, Highland Dancing, parada z dudami i bębnami. Wszystkiemu towarzyszy wesołe miasteczko, które zjeżdża się kilka dni wcześniej.


 
Nairn to świetne miejsce zarówno na jednodniowy wypad, jak i dłuższy urlop. Jest kilka hoteli, całkiem sporo Bed&Breakfast, kilka mieszkań do wynajmu dla turystów i duży caravan park. W pobliżu plaży jest plac zabaw dla dzieci z brodzikiem oraz park, gdzie możemy zagrać w mini-golfa, pobawić się na mini-tyrolce, czy nawet zagrać w polowe szachy lub "węże i drabiny".

Panorama mniejszej plaży
Widok z wału oddzielającego plażę od zieleni
Jako miejsce zamieszkania Nairn jest ok. Jeden większy supermarket, kilka spożywczaków, trzy banki, kilka kościołów różnych wyznań, przychodnia, szkoła, dwie apteki, kilka knajpek. Z jakiegoś powodu Nairn obfituje w fryzjerów i "barberów" (dawnej golibroda, obecnie fryzjer męski) - na samym High Street (głównej ulicy miasteczka, pełniącej funkcję polskiego rynku) jest aż 5 salonów tego typu. Rynek pracy jest średni - przebierać w ofertach raczej nie będziemy, ale da się coś znaleźć, stałej pracy możemy szukać w supermarkecie lub call center (takim w formie biura obsługi klienta, czyli klienci dzwonią do call center, nie na odwrót) i większych hotelach, prace sezonowe w hotelach i caravan parku. Wiele osób pracuje w odległym o 16 mil Inverness, stolicy Highlands (ale nie dajcie się zwieść słowu stolica - Inverness jest znacznie mniejsze od jakiejkolwiek stolicy polskiego województwa, zaledwie 72 tysiące mieszkańców, podczas gdy Wrocław ma ponad 600 tysięcy).
Niestety ze względu na atrakcyjne położenie (na trasie Inverness-Aberdeen + plaże) zarówno ceny wynajmu jak i kupna mieszkania są dość wysokie, do tego council tax w większości miejsc ma wysokość C, okazjonalnie B. Brak tu też mieszkań socjalnych. Ciekawym aspektem droższego życia jest bardzo mała ilość zagranicznych imigrantów - podczas gdy w  dwóch najbliższych większych miejscowości, Inverness i Elgin, jest bardzo duża populacja imigrantów (głównie Polaków), w Narin jest nas zaledwie kilkoro. W mojej pracy gdzie jestem jedyną Polką, wciąż traktują mnie jako swego rodzaju "egzotyczny nabytek", ludzie często wypytują mnie o polskie zwyczaje itp. Jest to miła odmiana, po np. Invergordon, gdzie mimo niewielkiej miejscowości populacja Polaków jest dość duża (za sprawą fabryki) i czuć w pewien sposób przesyt imigracyjny.




Może kiedyś... Lossiemouth

Lossiemouth to obecnie nasza ulubiona miejscowość, kiedy jest ładna pogoda i mamy ochotę się przejechać. Jest oddalona od Nairn o 27 mil i również ma piękną plażę. Dzięki wpływającej do Morza rzece Lossie, plaża jest oddzielona od głównej lądowej części miasteczka i ma kształt półwyspu, na który możemy dostać się drewnianym mostkiem.
Widok na plażę w Lossiemouth
Lossiemouth ma również bardzo ciekawy port, oddzielony od Morza wysokim murem, zakończonym wieżyczką. Kiedy nasze pole widzenia jest przez pewien odcinek ograniczone murem, kiedy wejdziemy na wieżyczkę widok błękitnego ogromu zapiera dech w piersiach.
Widok zza portowego muru
 Lossiemouth ma również dwie lodziarnie, gdzie mamy ogromy wybór przepysznych ręcznie robionych lodów :)

Ze względu na pobliskie siedziby RAFu i odbywające się w okolicy miasteczka ćwiczenia hałaśliwych samolotów wojskowych, ceny mieszkań są dość niskie. Kiedyś idąc chodnikiem przy plaży, zauważyłam na okach jednego z domów kartki z informacją, że jest mieszkanie do wynajęcia. Mieszkanie miało piękne, wysokie okna, niedyskretnie więc zapuściłam żurawia do środka - okazało się, że akurat była w środku właścicielka, która widząc mojego przyczajonego tygrysa zaprosiła nas do środka. Mieszkanie było pięknie, świeżo wyremontowanie, z niewielką ale bosko nowoczesną kuchnią i widokiem na morze. Spodziewałam się ceny z kosmosu, tymczasem wynajem tego cuda kosztował tyle samo co w przemysłowym Invergordon 0o Naprawdę żałowałam wówczas, że nie mam prawa jazdy żeby dojeżdżać do pracy, brałabym bez wahania. Do dziś spoglądam z nostalgią na ten budynek kiedy jesteśmy w Lossiemouth :)

To tyle na razie ze Szkocji - w następnym wpisie postaram się umieścić trochę ogólnych ciekawostek o Szkocji. 

sobota, 2 sierpnia 2014

Secret Key Lemon D-Toc Peeling Gel

Lato upływa mi pod znakiem Secret Key. Opisałam już dla Was kilka ślimaczych produktów tej firmy, nadszedł czas na mój ulubiony rodzaj azjatyckiego kosmetyku - żel peelingujący.



Opis produktu: Świeże liście cytrynowe bogate w witaminę C, nawilżają i koją wrażliwą skórę podrażnioną przez czynniki zewnętrzne i zaburzenie równowagi pomiędzy natłuszczeniem i nawilżeniem - czynią ją miękką, jędrną, odświeżoną i zdrową. Cytrynowy żel peelingujący usuwa martwe komórki naskórka z powierzchni skóry i pomaga skórze się odnowić.

Produkt wolny od: parabenów, oleju mineralnego, Beznophenone, Phenyoxyethanolu i sztucznych barwników.

Główne składniki:

  • Ekstrakt z cytryny - naturalne źródło witaminy C i przciwutelniaczy, chroni skórę przed uszkodzeniami spowodowanymi promieniowaniem UV, działa przeciwzapalnie, odświeża cerę i ją rozjaśnia
  • Gotu Kola (wąkrota azjatycka) - przeciwdziała fotostarzeniu się skóry, głównie poprzez wspomaganie procesu syntezy kolagenu i elastyny, wzmacnia również strukturę naczyń krwionośnych - wykorzystywana w kosmetykach przeciwzmarszkowych i dla cery naczynkowej
  • Hibiskus - przeciwutleniacz, zawiera flawonoidy, które działają ujędrniająco i wzmacniają ścianki naczyń krwionośnych, zawiera kwasy, które są świetnymi naturalnymi środkami złuszczającymi, pomaga zachować skórze elastyczność dzięki hamowaniu procesów rozkładu elastyny
  • Aloes - nawilża i łagodzi stany zapalne, koi skórę, wspomaga procesy gojenia
  • Oczar wirginijski - antyoksydant, działa przeciwzapalnie i przeciwbakteryjnie, skuteczny w leczeniu trądziku
  • Rumianek - koi skórę.

Produkt nie posiada żadnego dodatkowego opakowania, jest tylko zgrzany folią, a tubka jest zabezpieczona sreberkiem. Tubka ma pojemność 120ml.




Sposób użycia: nałóż odpowiednią ilość na suchą skórę, następnie masuj aż produkt się zroluje wraz z nieczystościami ze skóry, zmyj ciepłą wodą.

Żel ma gładką konsystencję, celuloza nie jest tak wyczuwalna jak w ananasowym żelu Skin Food, nie jest jednak aż tak żelowy i gładki jak Ginvera Marvel Gel.

Żeby sprawdzić czy produkt faktycznie oczyszcza skórę, a nie roluje sam z siebie wykonałam mały eksperyment z udziałem talerza i gumowej rękawiczki:

Wycisnęłam odrobinę produktu na czysty talerz...
...a następnie masowałam przez kilka minut w gumowej rękawiczce.
Jak widać żel nie zrolował się, co moim zdaniem dowodzi, że reaguje z zanieczyszczeniami na skórze :)

Produkt jest mega wydajny, używam go codziennie od ponad dwóch miesięcy i nadam mam dobrą 1/3 tubki. Można go używać do demakijażu, ja jednak wolę używać go rano, kiedy skóra jest tylko przetłuszczona - wówczas mam wrażenie że produkt działa głównie na mojej skórze i oczyszcza pory, zamiast marnować swój potencjał na rolowanie podkładu ;) Po użyciu pory są zmniejszone, buzia rozjaśniona i odświeżona. Po dłuższym czasie regularnego stosowania widzę poprawę w czystości mojej skóry - mój nos był kiedyś w całości pokryty zaskórnikami, obecnie czają się jedynie na płatkach nosa. Żel ma zapach chemicznej cytrynki, jak kioskowy krem glicerynowy do rąk ;)

Cena: 6 funtów z groszami na e-Bay (ok. 30zł)

Plusy:
+ bardzo wydajny, duża pojemność - opłaca się
+ zmniejsza pory
+ redukuje zaskórniki
+ przyjemnie odświeża skórę

Minusy:
- trochę chemiczny zapach

Podsumowując: jestem bardzo zadowolona z tego produktu, ze wszystkich żeli jakich używałam do tej pory ten jest zdecydowanie najbardziej opłacalny - otrzymujemy dwa razy więcej produktu niż z Ginvera Marevel Gel za połowę ceny! Mam na oku jeszcze kilka produktów tego typu do przetestowania, póki co ten jest moim faworytem ^^

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...
 
site design by designer blogs