środa, 28 stycznia 2015

Mój pierwszy filtr: Shiseido Anessa Whitening UV Protector A+ SPF50+ PA++++

O tym, że filtrów używać trzeba wie większość z nas, ale sporo osób decyduje się ten fakt ignorować lub zadowalać się niskimi filtrami dodanymi do kremów na dzień lub kosmetyków kolorowych. Ja sama przez długi czas opierałam się tylko i wyłącznie na filtrach zawartych w kremach BB, chociaż smutna prawda jest taka, że kremu BB nakładamy na twarz za mało żeby dał nam jakąś rzeczywistą ochronę. Mam tłustą cerę i wizja dokładania kolejnej warstwy do mojej pielęgnacji mnie przerażała, zwłaszcza że filtry kojarzyły mi się z tłustawymi balsamami... o tym jak bardzo się myliłam przekonały mnie recenzje na blogu Green Tea Love. Dzięki recenzjom Chiao postanowiłam wyleczyć się z ignorancji i w końcu sięgnąć po filtr, moim pierwszym miał być wybielający filtr Hada Labo. Jednak w międzyczasie tak się złożyło, że na blogu My Asian Skincare Story właścicielka odsprzedawała kosmetyki, które się u niej nie sprawdziły lub których miała za dużo. To właśnie tam upolowałam moją Anessę - właścicielka bazarku opisała ją jako dobry filtr dla tłustej cery, do tego zawiera w nazwie słowo klucz "whitening"... nie było wyjścia, Anessa musiała być moja!


Opis produktu:  Filtr UV w postaci mleczka, który stanowi pierwszą linię ochrony skóry przed starzeniem i przebarwieniami. Zawiera specjalnie opracowany przez Shisheido kwas m-traneksamowy, który hamuje nadmierne wydzielanie melaniny zapobiegając tworzeniu się przebarwień. Mleczko pozostawia skórę nawilżoną i gładką, pełni również rolę bazy pod makijaż. Odporne na pot i sebum, odpowiednie do twarzy i reszty ciała, zmywalne pianką.

Produkt opiera się głównie o filtry chemiczne: Bis-ethylhexyloxyphenol Methoxyphenyl Triazine znany również jako Tinosorb S oraz Ethylhexyl methoxycinnamate znany także jako Octinoxate lub Octyl methoxycinnamate. Pod koniec składu znajdziemy również filtr fizyczny, tlenek cynku.

Mleczko wzbogacone jest również o nawilżający kwas hialuronowy, ekstrakt z tymianku, który działa przeciwzapalnie i oczyszczająco oraz ekstrakt z korzeni kurkumy, która ma działanie przeciwzapalne, antyoksydacyjne i rozjaśniające.

Skład: Water, Cyclopentasiloxane, Alcohol, Ethylhexyl methoxycinnamate, Butylene Glycol, Dimethicone, Bis-ethylhexyloxyphenol Methoxyphenyl Triazine, Hydrated Silica, PEG-60 Hydrogenated Castor Oil, Glycerin, PPG-17, HDI/Trimethylol Hexyllactone Crosspolymer, Isostearic Acid, Dimethylacrylamide/Sodium Acryloyldimethyltaurate Crosspolymer, Sorbitan Sesquiisostearate, Succinoglycan, Citric Acid, Aminopropyl Dimethicone, BHT, Disodium EDTA, Silica, Ethyl Ascrobic Acid, Sodium Citrate, Olea Europaea (Olive) Leaf Extract, Dipotassium Glycerrhizate, Sodium Hyaluronate, Thymus Vulgaris (Thyme) Extract, Soluble Collagen, Curcuma Longa (Tumeric) Root Extract, Fragrance, Zinc Oxide
Analiza składu [TUTAJ]



Produkt mieści się w plastikowej buteleczce o pojemności 60ml. Buteleczka ma prosty, estetyczny wygląd i opalizuje delikatnie na różowo. Biel i róż, jestem w niebie ;) Mleczko ma delikatny, przyjemny zapach.

Produkt ma lekką konsystencję. Po nałożeniu chwilę czuć go na twarzy, trzeba mu dać trochę czasu żeby się wchłonął. Kiedy już się wchłonie jest super - skóra jest delikatnie nawilżona, wygładzona i  nie świeci się jak psu... wiecie co :P Anessa wchłania się niemal do matu, można powiedzieć że pozostawia lekko satynowy efekt na skórze. Nie bieli, jest na skórze kompletnie niewidoczna.


A teraz najlepsze - Anessa normuje wydzielanie sebum. Tak jak już pisałam, bałam się filtrów ponieważ każda kolejna warstwa na mojej tłustej cerze może oznaczać może sebum - ten filtr jednak bardzo przyjemnie mnie zaskoczył, używając go przetłuszczam się odrobinę mniej.
Jeśli chodzi o jego działanie jako bazy - cóż, nie ukryje nam rozszerzonych porów, ale dzięki ograniczeniu wydzielania sebum makijaż trzyma się na Anessie dobrze. Trzeba jednak uważać, ponieważ nie każdy krem BB współgra z filtrem - Holika Holika Petit Clearing ścina się niemiłosiernie nałożony na cokolwiek, na szczęście mój ulubiony Tony Moly Petite Cotton BB zgrał się z Anessą bardzo dobrze, dobrze sprawdził się również podkład Maybelline Satin Liquid. Niestety z filtrem nie mogę używać bardzo lubianego przeze mnie Lioele Dollish Veil Vita - ze względu na obecność kapsułek z pigmentem ten BB wymaga wcierania podczas nakładania, a nakładając cokolwiek na filtr nie powinnyśmy pocierać skóry, ponieważ możemy zetrzeć filtr.

Cena:  produkt można kupić w sklepie Polki mieszkającej w Japonii - Berdever za 109zł, produkt jest również dostępny na Rakutenie za 24$ (ok. 90zł) oraz na Amazonie za £35 (ok. 175zł).

Plusy:
+ lekka konsystencja
+ ogranicza wydzielanie sebum
+ nie bieli
+ nie powoduje świecenia się skóry
+ nie zapycha porów

Minusy:
- dość drogi
- nie ma go na e-Bay

Podsumowując: Jestem bardzo zadowolona, że to właśnie ten produkt trafił do mnie jako mój pierwszy filtr z prawdziwego zdarzenia. Zdecydowanie zachęcił mnie do testowania japońskich filtrów, a gdyby jakiś mi nie przypasował, wiem już do czego wracać. Serdecznie polecam :)

Jeśli planujecie zakup zwracajcie uwagę na buteleczkę i opis produktu - wersja, którą mam to najnowsza wersja, zmieniona w 2014 roku. Starsza wersja ma różową buteleczkę i niższy filtr SPF32 PA+++.

 

Anessa ma do wyboru kilka filtrów, wyszukując frazę na Amazonie czy Rakutenie możecie natknąć się na buteleczki lub tubki. Główna różnica jest taka, że produkty w buteleczkach mają postać mleczka, natomiast produkty w tubkach żelu.

Wodoodporne mleczko do twarzy i ciała
Wodoodporny żel do twarzy i ciała
Filtr korygujący koloryt skóry dostępny w dwóch odcieniach

poniedziałek, 19 stycznia 2015

Sonoforeza - zabiegi ultradźwiękami w domowym zaciszu

Na pewno słyszeliście kiedyś o tym, że kosmetyki stosowane na skórę działają w zaledwie kilku procentach swoich możliwości, ponieważ działają tylko na powierzchni skóry i nie wnikają dalej w jej warstwy. Bardzo popularną metodą wprowadzania substancji w głąb skóry jest mezoterapia igłowa, spopularyzowana dzięki sukcesowi derma rollera. Dzięki mikro nakłuciom kosmetyk ma szansę przedostać się w głębiej w skórę. Co jeśli jednak myśl o nakłuwaniu się napawa nas przerażeniem? Z pomocą przychodzi mezoterapia bezigłowa: sonoforeza!


Jeśli bywasz u kosmetyczki na zabiegach na twarz, z pewności kojarzysz przyjemny masaż twarzy ciepłym urządzeniem. Sonoforeza jest popularnym zabiegiem kosmetycznym, często dodatkiem do innych zabiegów, ale może też być traktowana jako samodzielny zabieg.
Od jakiegoś czasu jestem szczęśliwą posiadaczką wielofunkcyjnej maszyny do zabiegów kosmetycznych 3w1: mikrodermabrazja + kawitacja + ultradźwięki. Regularnie, raz w tygodniu wykonuję na sobie zabieg mikrodermabrazji, po którym stosuję sonoforezę.

Moje narzędzie tortur ;)
Czym jest sonoforeza?
Urządzenie do sonoforezy emituje fale ultradźwiękowe (stąd też zabieg często nazywa się po prostu ultradźwiękami). Fale ultradźwiękowe mają zdolność wtłaczania w głąb skóry substancji, w tym także substancji niepolarnych i nierozpuszczalnych w wodzie, takich jak lipidy i witaminy. Głębokość wnikania zależy od częstotliwości ultradźwięków. Moje urządzenie ma 9 poziomów mocy, każdy poziom to 0.2 Wata na centymetr kwadratowy skóry. Maksymalna moc, czyli poziom 9 to 1.8W/cm2. W zależności od źródła zalecane są różne poziomy intensywności - wiele źródeł podaje iż optymalną częstotliwością dla zabiegu jest 0,8-1,0 W/cm2, czyli w przypadku mojego urządzenia poziom 4 lub 5. Wg instrukcji obsługi mojego urządzenia dla twarzy zaleca się niską lub średnią częstotliwość, poziomy od 0 do 4 (0,2 - 0,8W/cm2), zaś dla ciała średnią lub wysoką częstotliwość, poziomy od 5 do 9 (1.0 - 1.8W/cm2). Ja najczęściej wykonuję zabieg na twarz na poziomie 3, czyli 0,6W/cm2 - im większa moc, tym głowica bardziej się nagrzewa - na poziomie 3 osiągam przyjemne ciepełko, na poziomie 4 jest już dla mnie trochę za ciepło.
Ultradźwięki powodują wzrost przepuszczalności błon komórkowych, aktywują metabolizm komórkowy, zwiększa oddychanie komórkowe. Podczas zabiegu elektroda nagrzewa i się i delikatnie wibruje. Ciepło relaksuje skórę, a mikro-masaż stymuluje, poprawia ukrwienie skóry i przepływ limfy, podwyższa poziom pH zakwaszonych tkanek, pobudza fibroblasty do biosyntezy kolagenu i elastyny.
Tak więc jeden zabieg oferuje nam trzy korzyści: wtłaczanie, relaksacją i stymulację skóry do pracy.
Urządzenia do sonoforezy zazwyczaj oferują dwa tryby działania ultradźwięków: ciągły i pulsacyjny. Tryb pulsacyjny kładzie większy nacisk na mikromasaż, mocniej stymuluje skórę. Wiele źródeł nie zaleca stosowania trybu pulsacyjnego na młodej skórze (poniżej 25 roku życia) ponieważ "jest to stymulacja, której tak młoda skóra jeszcze nie potrzebuje".

Wskazania do sonoforezy:
- trądzik (także różowaty)
- podrażnienia skóry
- przebarwienia (ultradźwięki rozbijają melaninę)
- blizny (następuje poprawa ich struktury)
- skóra starzejąca się, zwiotczała
- skóra potrzebująca regeneracji

Przeciwskazania:
- ciąża
- nowotwory
- stany gorączkowe
- epilepsja
- metalowe implanty - odpada również aparat ortodontyczny
- nerwica
- niewydolność krążenia


Jak przeprowadzić zabieg ultradźwiękami?
 1. Oczyszczenie skóry - dokładnie oczyszczamy skórę i zmywamy makijaż. Sonoforeza to fajny dodatek do zabiegów oczyszczających, możemy ją stosować po mikrodermabrazji lub peelingu kawitacyjnym.
2. Nałożenie preparatu, który chcemy wprowadzić - najlepiej żeby produkt miał "poślizg", dobrze sprawdzają się kosmetyki w formie gęstych płynów lub żelu.
3. Wybieramy głowicę i tryb pracy: ciągły lub pulsacyjny. Masujemy skórę okrężnymi ruchami. Głowica powinna ciągle przesuwać się po skórze - nie należy przetrzymywać jej w jednym miejscu, można się poparzyć! Nie należy również wykonywać ultradźwięków na powiekach - jedynie pod oczami i w okolicach brwi, tam gdzie "sięga" kość.


Głowica ogólna
Głowica pod oczy i do trudno dostępnych miejsc
 4. Czas trwania zabiegu - w ofertach wielu salonów można trafić na zabiegi o różnej długości - od 10 minut aż do godziny! Wg instrukcji mojego urządzenia, optymalny czas masażu głowicą to 10-15 minut. Można dłużej, ale efekty masażu 30 minutowego będą dokładnie takie same jak 15 minutowego, więc dłuższy masaż po prostu nie ma sensu. Ja na sonoforezę przeznaczam 15 minut - 10 minut dużą głowicą, na obszarze całej twarzy, 5 minut małą głowicą, pod oczami i w innych trudno dostępnych miejscach. 
5. Po zabiegu możemy nałożyć krem lub maseczkę dobraną do potrzeb skóry. Z reguły po ultradźwiękach skóra jest dobrze nawilżona, także nawet lekki krem się nada.

Panel kontrolny mojego urządzenia
Ustawienia - wybieram czas zabiegu, po którym urządzenie automatycznie się wyłącza,częstotliwość ultradźwięków, gniazdo (moja maszyna ma dwa gniazda - po jednym na głowicę), tryb ciągły lub pulsacyjny oraz start/stop. Ten sam panel obsługuje również kawitację - stąd wybór "scr." (kawitacja) lub "ultr." (ultradźwięki)
Jakie kosmetyki wybrać do sonoforezy?
Wybierając preparat do wtłaczania ultradźwiękami powinniśmy pamiętać, że wtłaczamy CAŁY preparat w skórę. W związku z tym najlepiej sięgnąć po coś co ma jak najlepszy skład, zawiera mało konserwantów itp.
Moim ulubionym produktem do sonoforezy jest serum E.F.I. koreańskiej firmy Sidmool. Serum to zawiera trzy substancje:
  • EGF - Epidermal Growth Factor, substancja stymulująca fibroblasty do produkcji kolagenu
  • FGF - Fibroblast Growth Factor, substancja wspomagająca tworzenie fibroblastów
  • IGF - Insulin-like Growth Factor, substancja promująca odnawianie i rozrost komórek i hamująca ich apostazę



Sięgnęłam po ten konkretny kosmetyk, gdyż wszystkie te Faktory mają to do siebie, że żeby działać muszą znaleźć się w głębszych warstwach skóry. Firma Sidmool sama zaleca ten produkt do użycia wraz z derma rollerem. Dodatkowo serum zawiera aż 83% ekstraktu z Wąkroty azjatyckiej (Gotu Kola, Centella Asiatica), która ma działanie kojące i przeciwzapalne - dzięki temu serum wspaniale łagodzi moją skórę po mikrodermabrazji. Niestety serum jest dość drogie, koszuje na e-Bay 26 funtów (ok. 130zł)  za 30ml. Ogólnie w
arto rozejrzeć się za produktami tej firmy, ponieważ mają bardzo dobre składy.



Świetnie sprawują się również azjatyckie mask sheet, czyli materiałowe maseczki nasączone preparatem pielęgnacyjnym. Do tej pory używałam tylko trzech różnych, takich które dostałam jako gratisy przy zakupach. Maski są nasączone bardzo obficie - nakładam je na skórę na ok. 30 minut, po tym czasie są jeszcze wilgotne. Wówczas składam je w kostkę i zaczynam sonoforezę - tam gdzie serum z maseczki wchłonie się już całkowicie, przecieram skórę jeszcze raz maską złożoną w kostkę. W ten sposób zużywam serum z maski co do kropli ;)



Maska Etude House z ekstraktem z bylicy była ok, hitem okazały się maski My Beauty Diary: z kwasem hialuronowym i aloesem. Moja skóra zareagowała na nie wspaniale, po wprowadzeniu serum z masek ultradźwiękami cera była tak dogłębnie nawilżona, że następnego dnia nie przetłuszczała się praktycznie wcale!

Zużyty mask sheet
Innymi produktami wartymi uwagi są ampułki It's Skin z serii "Power 10". Mają wodnisto-żelową konsystencję, a więc dają dobry poślizg (chociaż dość szybko się wchłaniają, trzeba więc nałożyć dwie warstwy kosmetyku lub dokraplać w czasie zabiegu), mają proste składy i są stosunkowo niedrogie - 7 funtów (ok. 35zł) za 30ml na e-Bay. Do wyboru mamy 10 opcji, m.in.: z witaminą C, arbutyną, lukrecją, drożdżami, kwasem hialuronowym, koenzymem Q10... każdy znajdzie coś dla siebie.

VC Effector z witaminą C i WH z arbutyną
Gdzie kupić przyrząd do sonoforezy?
Podobnie jak opisywany przeze mnie wcześniej Darsoval, urządzenia do sonoforezy są łatwe do kupienia za pośrednictwem internetu. Swoją maszynę 3w1 kupiłam na e-Bay za 200 funtów, czyli ok. 1000zł. 
Przenośne urządzenie do sonoforezy można kupić na e-Bay za 15 funtów, ok. 75zł. Jednak prawdopodobnie lepszym rozwiązaniem jest sięgnięcie po przyrząd 2w1 ponieważ ceny są niewiele wyższe.
Popularnym duetem jest peeling kawitacyjny + sonoforeza, ponieważ peeling kawitacyjny również opiera się o ultradźwięki i każda głowica do kawitacji jest wyposażona w sonoforezę (jedną stroną urządzenia wykonujemy peeling, drugą wprowadzamy kosmetyki). Bezprzewodowe urządzenia kawitacja + sonoforeza można kupić już za 20 funtów (ok. 100zł) na e-Bay. Na Allegro ceny wyglądają podobnie. Możne kupić też przyrząd 2w1 sonoforeza + fotony. Urządzenie z fotonami mnie szczególnie interesuje, jest to głowica ze światełkami LED, które w zależności od koloru pełnią różne funkcje (np. światło czerwone napina skórę, światło niebieskie łagodzi zmiany trądzikowe, światło fioletowe pobudza regenerację itd.). Początkowo miałam zamiar kupić maszynę do mikrodermabrazji 4w1 lub 5w1, wyposażoną właśnie w LED, niestety był problem z wysyłką w moje strony. Zastanawiam się więc nad kupnem przenośnego urządzenia sonoforeza + LED, ceny oscylują wokół 20 funtów - 100zł.

Urządzenie do sonoforezy
Urządzenie 2w1: peeling kawitacyjny + sonoforeza
Urządzenie 2w1: sonoforeza + LED
Podsumowując: Sonoforeza to łatwy i bezinwazyjny sposób na wprowadzenie kosmetyków w głąb skóry, który niesie ze sobą różne dodatkowe korzyści.  Biorąc pod uwagę, że sonoforeza u kosmetyczki może kosztować nawet 50zł, warto rozważyć zakup własnego urządzenia. Serdecznie polecam :)

czwartek, 15 stycznia 2015

Zabiegi pielęgnacyjne: Darsonval krok po kroku

Kto był na oczyszczaniu manualnym u kosmetyczki prawdopodobnie będzie kojarzył "szklaną różdżkę wydającą dziwne trzaski i pachnącą deszczem". Jest to Darsonval - urządzenie wykorzystujące prądy o wielkiej częstotliwości. Jego pionierem był żyjący na przełomie XIX i XX wieku francuski lekarz i fizyk, Jacques-Arsène d'Arsonval.

Od kilku miesięcy jestem szczęśliwa posiadaczką przenośnego urządzenia do darsonwalizacji. Jestem bardzo zadowolona z jego działania, ba! Uważam, że to jedna z moich najlepszych inwestycji kosmetycznych. Dlatego postaram się Wam dziś przybliżyć temat zabiegów Darsonvalem w domowym zaciszu.


Pudełko od mojego Darsonvala.
Jak to działa?
Urządzenie wykorzystuje prądy w granicach 300 do 500 kHz. Do głównego urządzenia podłączamy szklane peloty, które wypełnione są mieszanką gazów szlachetnych. Po włączeniu urządzenia, pelota podświetla się na niebieski lub pomarańczowy kolor. Przy zbliżeniu peloty do skóry powstają wyładowania elektryczne, które powodują wytworzenie się ciepła w tkankach, a na obszarze peloty wytwarza się ozon. Wyładowania elektryczne rozszerzają naczynia krwionośne, a ozon dezynfekuje. Dzięki temu zabieg darsonwalizacji przyspiesza przemianę materii w komórkach skóry, działa bakteriobójczo, zwiększa absorpcję kosmetyków.

Wnętrze pudełka. Luby myślał, że kupiłam sobie wymyślny wibrator :]
W zależności od tego jakie urządzenie kupimy, możemy mieć do wyboru kilka rodzajów pelot. Mój zestaw, to zestaw optymalny, mam 4 peloty:


Od lewej: pelota-grzebyk do skalpu, pelota-grzybek do dużych powierzchni ciała, pelota punktowa i pelota-łezka do trudno dostępnych miejsc. W innych zestawach można też upolować peloty w kształcie litery T (np. do żuchwy) oraz rolujące do większych powierzchni ciała.
Na spodzie urządzenia, obok kabelka jest pokrętło z regulacją mocy.

Dla kogo darsonwalizacja?
Darsonval szczyci się dość pokaźną listą wskazań . Zalecenia do zabiegów z użyciem tego urządzenia:
- trądzik
- podrażnienia skóry
- łojotok (zarówno skóry głowy jak i innych partii ciała)
- zapalenie mieszków włosowych
- wypadanie włosów
- łupież
- egzema
- zmarszczki i utrata jędrności skóry
- rozszerzone pory
- opryszczka
- blizny i przebarwienia
- odmrożenia
- zaburzenia krążenia

Przeciwwskazania do zabiegów darsonwalizacji:
- ciąża!  Prądy mogą uszkodzić płód, a nawet spowodować poronienie.
- metalowe implanty w ciele - odpada też niestety stały aparat ortodontyczny
- wszelkie przerwania ciągłości skóry, zranienia
- nadciśnienie
- choroby serca
- astma
- stany gorączkowe
- cera mocno naczynkowa
- trądzik różowaty
- nadpobudliwość nerwowa i inne choroby układu nerwowego
- padaczka
- strach przed prądem

Co skłoniło mnie do zakupu własnego urządzenia?
Darsonwalizacja bardzo mi pomogła, kiedy wybrałam się ne urlop do Polski zapominając swoich antybiotyków przeciwtrądzikowych. Przeżyłam wysyp życia - dolna część policzków była jednym wielkim stanem zapalnym. Miałam umówioną u kosmetyczki mikrodermabrazję, kosmetyczka jednak widząc stan mojej twarzy załamała tylko ręce i zamiast mikrodermabrazji zrobiła mi darsonwalizację i ultradźwięki - efekt był bardzo dobry, stan zapalny został złagodzony, zaczerwienienie i opuchlizna złagodzone. Po powrocie do domu zmieniłam antybiotyki (na takie które nie robią mi na twarzy masakry po odstawieniu), cera się uspokoiła, a ja o Darsonvalu zapomniałam.
O Darsonwalizacji przypomniałam sobie przypadkiem trafiając na recenzję w Internecie. Recenzja była mega pozytywna, potem skojarzyłam "ach to to to takie to, co mi wtedy pomogło" i po sprawdzeniu cen na e-Bay bez większego namysłu urządzonko kupiłam. 

Czy darsonwalizacja boli?
W zależności od tego, jaką intensywność wybierzemy, możemy odczuwać od niczego, poprzez lekkie łaskotanie aż do szczypania. Tolerancja na różnych miejscach ciała jest różna, poza tym nasza skóra po jakimś czasie się przyzwyczaja i możemy pozwolić sobie na więcej. Ja zaczynałam terapię twarzy od minimalnej mocy, obecnie jestem gdzieś w połowie pokrętła z mocą (moje pokrętło nie ma skali, więc ciężko to jakoś konkretniej opisać :P). Plecy od początku mogłam traktować większą mocą. Ogólnie nigdy nie należy przekraczać granicy swojego komfortu.

Jak przeprowadzić zabieg krok po kroku:
1. Oczyszczanie twarzy - zmywamy z twarzy wszelkie zanieczyszczenia i makijaż. Darsonval sam z siebie lekko wysusza i napina skórę, dlatego lepiej jest użyć jak najbardziej łagodnych środków, chociaż ogólnie wolę pianki, to na tę okazję używam mleczka. Jeśli myjemy twarz należy ją dokładnie osuszyć, jeśli używamy płynu micelarnego/mleczka dajmy im chwilę na wchłonięcie się odparowanie, ponieważ darsonwalizację należy przeprowadzać na całkowicie suchej skórze. Użycie urządzenia na wilgotnej skórze może grozić pęknięciem peloty!
2. Wybieramy odpowiednią do zabiegu pelotę. Pelot należy używać zgodnie z zastosowaniem - czyli grzebyk do skalpu, grzybek do całej twarzy/innych części ciała, pelota z kulką tylko do aplikacji miejscowej. Pelota z kulką ma największego kopa - czyli jeśli używam grzybka na połowie mocy, tak przy przejściu na kulkę muszę zmniejszyć nieco moc.
3. Miziamy się pelotą ;) jedyna zasada jaka obowiązuje to nie przetrzymywanie peloty w jednym miejscu na skórze dłużej niż 10 sekund. Dłuższe przetrzymanie może grozić podrażnieniem, a w najgorszym przypadku poparzeniem! Są trzy metody aplikacji:
  • aplikacja pośrednia - przed zabiegiem pelotę posypujemy talkiem. Inną metodą jest również darsonwalizacja przez gazę. Tą metodę stosuje się, jeśli chcecie użyć Darsonvala do wprowadzenia w skórę ampułek, ALE muszą to być ampułki tylko i wyłącznie oleiste (na bazie olejów nie wody), ponieważ woda może spowodować pęknięcie peloty. Do wprowadzenia wszelkich innych ampułek służy sonoforeza, o której napiszę już wkrótce ;)
  • aplikacja bezpośrednia - czyli pelota ma bezpośredni kontakt ze skórą.
  • aplikacja iskrząca - czyli pelota jest blisko skóry, ale jej nie dotyka, łączy się natomiast ze skórą snopem iskierek (brzmi strasznie, ale straszne nie jest ;)). Najłatwiej jest uzyskać iskry pelotą punktową, używam więc tej metody na pojedyncze wypryski. Metody iskrzącej nie powinno stosować się w pobliżu oczu! Jeśli z jakiegoś powodu musimy, powinniśmy osłonić oczy, np. kawałkiem zwilżonej gazy.
Pelota grzybek w akcji
Pelota grzybek - jak widzicie pelota podświetla się i działa tylko w miejscu styku ze skórą
4. Po zabiegu - Darsonval lekko ściąga i wysusza skórę, w związku z tym dobrze zaopatrzyć się w jakiś dobry krem nawilżający. Jeśli macie jakiś krem, który opornie i wolno się wchłania - będzie on idealny po darsonwalizacji, ponieważ po zabiegu skóra wpija wszystko jak szalona. Ja po zabiegu wklepuję dwie warstewki lotionu Hada Labo, a następnie serum Sidmool z astaksantyną, które jest nieco oleiste i zazwyczaj dość powoli się wchłania, a po Darsonvalu w kilka sekund nie ma po nim śladu. Normalnie nie nakładam nic na to oleiste serum, jednak po Darsonvalu moja spragniona skóra z chęcią przyjmuje na deser coś jeszcze: obecnie używam Bavipghat Snail Sleeing Pack.

Serum Sidmool z astaksantyną - mój ulubiony produkt do użycia po darsonwalizacji. Działa rozjaśniająco, przeciwzapalnie i przyspiesza regenerację skóry. Kosztuje ok. 55zł na e-Bay.
 5. Odkażanie - ani głowicy, ani pelot nie wolno zanurzać w wodzie. W celu wyczyszczenia i odkażenia urządzenia, przecieramy je wacikiem nasączonym alkoholem o zawartości etanolu min. 70%. Nasz polski, apteczny spirytus salicylowy zawiera 96%, brytyjski rubbing alcohol 70%.

Co się stanie jeśli przeholujemy?
Jeśli potraktujemy naszą skórę zbyt dużą mocą lub przetrzymamy pelotę w jednym miejscu zbyt długo może pojawić się lekka opuchlizna i zaczerwienienie skóry. Jeśli opuchlizna utrzymuje się dłużej niż dobę po zabiegu należy ją traktować jak poparzenie prądem i najlepiej udać się do lekarza.

Czy Darsonval naprawdę działa?
Działa, działa i to jak ;) Do tej pory, używając tego urządzenia na sobie, lubym i znajomych miałam okazję złagodzić darsonwalizacją trzy problemy skórne:
1. Trądzik - z trądzikiem borykam się od lat, chociaż odkąd jestem na antybiotykach jest lepiej, jednak nadal okazjonalnie dokuczy mi jakiś pryszcz. Darsonval rewelacyjnie sprawdza się przy trądziku podskórnym - moją największą zmorą są bolesne podskórne gule. Darsonvala używam regularnie na całą twarz, początkowo codziennie, obecnie co 2-3 dni. Jeśli czuję, że jakieś miejsce na twarzy boli i twardnieje, a więc zapowiada się na gulę - traktuję to miejsce pelotą punktową codziennie (można używać max. dwa razy dziennie, rano i wieczorem). Wówczas dzieje się magia - Darsonval już po 2, 3 użyciach potrafi wyciągnąć taką gulę na powierzchnię, dzięki czemu zamiast z bolesną gulą mierzymy się ze "zwykłym" pryszczem. A zwykły pryszcz to pikuś ;) Inny rodzaj trądziku dokucza mi na dekolcie i plecach - czerwone krosty, takie bez białej końcówki. Z nimi również radzi sobie Darsonval, po prostu znikają...
Dobroczynne działanie darsonwalizacji pod kątem leczenia trądziku zaobserwowała również moja koleżanka. Nigdy nie miała trądziku jako nastolatka, za to pojedyncze pryszcze zaczęły jej dokuczać po 50tce. W jej przypadku Darsonval zasuszył istniejące wypryski i przyspieszył ich gojenie się.
2. Łupież - mój luby od lat boryka się z łupieżem. Na skórze głowy robią mu się zaczerwienione, mocno łuszczące się placki. Nie wiemy co to jest - o brytyjskiej służbie zdrowia można by książki pisać, jedyne co wiemy, to że to "na tle nerwowym" i że na pewno nie łuszczyca. Stosowaliśmy już masę leczniczych szamponów: Nizoral, Oilatum, Neutrogena T-gel... Żaden z nich jednak nie rozwiązywał problemu. Na szczęście jest Darsonval :) luby był sceptyczny i niechętny, ale jakimś cudem udało mi się go namówić i przez dwa tygodnie robiliśmy zabieg codziennie. Przez pierwszy tydzień nie widzieliśmy efektów, podczas drugiego plamy "zbladły", a po dwóch tygodniach po prostu zniknęły. Od tamtej pory robię lubemu profilaktyczny zabieg co 3-4 dni i mamy problem (dosłownie) z głowy.
3. Egzema - moja dobra koleżanka ma egzemę, atopowe zapalenie skóry, jej skóra jest zaczerwieniona i łuszcząca. Syndromy pogarszają się przez spożywanie krowiego mleka, jajek i alkoholu. Pewnego razu zupełnie spontanicznie zaproponowałam jej zabieg - efekty były bardzo dobre, już po jednym zabiegu jej skóra wyglądała lepiej - zaczerwienie zostało zredukowane, zwłaszcza na czole. Niestety nie wiem jaki byłby długotrwały efekt kuracji, ponieważ na drugi zabieg nie dała się namówić. Składy moich kosmetyków, ślimaki i różne inne wynalazki ją przerosły ;)

Ile kosztuje i gdzie można kupić?
Darsonval jest łatwo dostępny i niedrogi, także każdy może go mieć. Ja swój kupiłam na e-Bay za 24 funty, czyli ok. 120zł. Na Allegro ceny podobnych urządzeń, czyli "przenośnych" zaczynają się od 70zł. Maszyny stacjonarne są o wiele droższe, w brytyjskich internetowych sklepach z urządzeniami do salonów ceny zaczynają się od 200 funtów (ok. 1000zł), na Allegro wypatrzyłam kilka takich urządzeń w okolicach 600zł. Czy jest sens kupować maszynę stacjonarną? Nie wiem, nigdy takiej nie używałam, ale jak dla mnie nie ma takiej potrzeby, bo przenośne urządzenie w zupełności mi wystarczy. Moim zdaniem miałoby to sens, jeśli chcemy upiec kilka pieczeni na jednym ogniu i kupić urządzenie wielofunkcyjne, np. darsonwalizację z galwanizacją. Ja mam już jedną maszynę wielofunkcyjną: do mikrodermabrazji, kawitacji i sonoforezy, także wielkiego Darsonvala nie miałabym już nawet gdzie postawić ;)

Darsonval czy Derma Wand?
Jakiś czas temu na rynku kosmetycznym pojawiła się "innowacyjna" Derma Wand, magiczna różdżka. Derma Wand to nic innego jak Darsonval, tylko z jedną, króciutką i niewymienną końcówką. Jeśli więc stanęłabym przed wyborem kupna oryginalnego Derma Wand a "zwykłego" Darsonvala - wybrałabym Darsonvala ze względu na peloty, które można dobrać do części ciała i potrzeb. Wyobrażacie sobie leczenie skalpu tym kikutkiem Derma Wand przy długich włosach?


Podsumowując: chociaż darsonwalizacja może wyglądać czy brzmieć strasznie (te dziwne trzaski), to jest to łatwy i prosty do przeprowadzenia zabieg, który może pomóc nam przy wielu dolegliwościach. Ja już nie wyobrażam sobie życia bez Darsonvala, mam zamiar również kupić to urządzenie dla mojej mamy, na pewno się przyda.
Serdecznie polecam, zwłaszcza jeśli macie w domu kilku domowników borykających się z problemami skórnymi - u kosmetyczek darsonwalizacja kosztuje ok. 20zł, także inwestycja we własne urządzenie "zwróci" się już po kilku zabiegach.

piątek, 9 stycznia 2015

Recenzja Laneige Skin Veil Base EX No. 40 Light Purple

Witam wszystkich w Nowym Roku, mam nadzieję że Święta i Sylwester były udane :)
Z góry przepraszam, że zdjęcia będą ciemne - mój aparat nie daje rady w sztucznym świetle, zazwyczaj ratuję się robieniem zdjęć na parapecie, żeby mieć jak najjaśniejsze naturalne światło - niestety zimną w Szkocji panuje totalna ciemnica, nawet za dnia (bardzo mocne zachmurzenie) =.=



Opis produktu: Baza pod makijaż chroniąca przed promieniami UV. Efekt wygładzenia i zmiękczenia niczym przykrycie skóry welonem. (lol)

Baza zawiera trzy filtry UV: Ethylhexyl methoxycinnamate, dwutlenek tytanu i tlenek cynku, które dają temu produktowi SPF22 PA++.

W składzie nie znajdziemy żadnych ekstraktów roślinnych, co z jednej strony mnie zdziwiło, a z drugiej strony ma sens. W bazie Skin Food Black Egg był ekstrakt z ryżu, w bazie TCFS Rules of Pore były ekstrakty i kwas hialuronowy, w bazie Laneige zaś pustka. Ale ma to sens, ponieważ baza jest bazą, nie kosmetykiem pielęgnacyjnym i nawet jeśli ekstrakty zawiera, to za wiele one nie zdziałają w tym morzu silikonów ;)

Pełen skład: Water, Cyclopentasiloxane, Dimethicone, Ethylhexyl Methoxycinnamate, Alcohol, Butylene Glycol, C12-15 Alkyl Benzoate, Trisiloxane, Titanium Dioxide, Polymethyl Methacrylate, Glycerin, Lauryl PEG-9 Polydimethylsiloxyethyl Dimethicone, Talc, Sodium Chloride, Zinc Oxide, Vinyl Dimethicone/Methicone Silsesquioxane Crosspolymer, Disteardimonium Hectorite, Dimethicone/Vinyldimethicone Crosspolymer, Dimethicone/PEG-10/15 Crosspolymer, Dimethicone/Polyglycerin-3 Crosspolymer, Aluminum Stearate, Polyhydroxystearic Acid, Chromium Oxide Greens, Methylparaben, CI77492, Alumina, Fragrance, Disodium Edta, Propylparaben, Aluminum Hydroxide, Triethoxycaprylylsilane
Analiza składu [TUTAJ]

Pełnowymiarowy produkt to buteleczka z pompką o pojemności 30ml, ja kupiłam zestaw dziesięciu saszetek z próbkami. Jedna próbka 1ml wystarcza na ok. 3 aplikacje.


Baza jest dostępna w trzech kolorach: No. 20 Light Peach, No. 40 Light Purple i No. 60 Light Green. Brzoskwiniowa ma nadawać skórze zdrowy koloryt, fioletowa rozjaśniać a zielona redukować zaczerwienienie. Gdybym mogła najchętniej wypróbowałabym wszystkie 3 żeby mieć porównanie, niestety próbki dostępne są tylko w fiolecie.

Baza ma bardzo specyficzną konsystencję, po wydobyciu z saszetki wydaje się być zwykłym kremikiem, jednak podczas nakładania ma jakby suchą konsystencję. Przez to nie jest zbyt wydajna - ilość pokazana na zdjęciu nie wystarczy na pokrycie całej twarzy:


Mimo, że konsystencja jest "sucha" i lekka, produkt czuć na twarzy. Można by oczywiście spróbować po prostu nakładać go mniej, ale w moim przypadku nie da się nakładać mniej, w małej ilości baza nie przykrywa moich rozszerzonych porów. W większej ilości też nie przykrywa porów idealnie, ale na pewno trochę pomaga je zatuszować.

Chociaż z porami daje radę średnio, to dobrze sprawdza się w wyrównywaniu kolorytu cery i rozjaśnianiu:



Kostka małego palca i zewnętrzna krawędź dłoni bazy nie dostała - widzicie różnicę? Tam gdzie jest baza skóra jest lekko wybielona. Chociaż bielenie może budzić obawy Zmierzchowego efektu na twarzy, to jednak zapewniam że pod makijażem jest ok - nie wygląda się trupio blado, cera ma po postu bardziej wyrównany koloryt.

Z jakiegoś powodu baza średnio dogaduje się z kremami BB. Kremy BB lubią wtopić się w skórę, mam wrażenie, że ta baza przez to, że sama siedzi na skórze wyczuwalną warstewką nie pozwala kremom się wtopić i przez to makijaż po 6-8 godzinach się nieco ścina. Tworzy za to idealny duet z podkładami, które też raczej siedzą na skórze zamiast się w nią wtapiać - stworzyła bardzo dobry duet z podkładem Maybelline Dream Satin Liquid. Ponieważ jednak na co dzień nie mogę używać zwykłych podkładów (pogarszają mój trądzik), zaniechałam używania tej bazy na co dzień i obecnie duet Laneige Skin Veil + Maybelline Satin Liquid to mój zestaw na wyjścia.

Baza ma przyjemny, chociaż trudny do zidentyfikowania zapach. Jest neutralna pod względem produkcji sebum - ani go nie wzmaga, ani nie redukuje.

Cena: pełnowymiarowy produkt kosztuje około 20 funtów (ok. 100zł) na e-Bayu, Amazonie, Tester Korea. Ja kupiłam zestaw 10 próbek za 3 funty (ok.15zł) na e-Bay.

Plusy
+ SPF - chociaż zazwyczaj w bazach nie ma to znaczenia, ponieważ nakładamy bazę w zbyt małych ilościach żeby bloker mógł działać, tak w przypadku tej bazy, którą trzeba nakładać szczodrze, mam wrażenie że coś tam zdziała
+ wyrównuje koloryt cery
+ w połączeniu z podkładem daje bardzo ładny efekt jednolitej, gładkiej jasnej skóry
+ ładny zapach

Minusy:
- trzeba nakładać sporo, a i tak nie przykrywa idealnie porów
- czuć ją na twarzy
- nie dogaduje się z kremami BB
- jak na produkt, który tyłka nie urywa - dość droga

Podsumowanie: W sumie sama nie do końca wiem, co myśleć o tym produkcie - nie jest zły, ale też nie urwał mi tyłka swoją świetnością. Wydaje mi się, że wiele zależy od oczekiwań, głównym powodem dla którego ja sięgam po bazy jest przykrycie kraterów na twarzy - jeśli masz ten sam problem, to może odpuść sobie tą bazę, o połowę tańsza baza Skin Food Black Egg lepiej dała radę pod tym względem. Ale jeśli oczekujesz tylko wyrównania kolorytu cery, wygładzenia - czemu nie, warto wypróbować.

Laneige Skin Veil Foundation
Zastanawia mnie jaki efekt byłby stosując tą bazę z podkładem z tej samej serii. Skoro sprawdziła się lepiej z podkładem niż kremem BB, może właśnie trzeba tego duetu żeby urwało tyłek z zachwytu? Niestety bardzo ciężko dostać próbki podkładu, ale kto wie, może kiedyś wypróbuję je razem :)

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...
 
site design by designer blogs